Nigdy nie cieszyłem się tak bardzo – nawet wtedy, gdy podczas lekcji matematyki okazało się, że szkoła się pali.
16.10.2018 11:28 GOSC.PL
Nie sądzę, żeby Polskę przed końcem świata spotkało coś większego od tego, co zdarzyło się 40 lat temu. Wybór Karola Wojtyły na papieża był czymś daleko więcej niż po prostu efektem kolejnego konklawe. Pan Bóg rzeczywiście, jak u Słowackiego, uderzył „w ogromny dzwon”. Wszyscy to wtedy czuliśmy. Najpierw niedowierzanie. – Jak to? Przecież nikt tego nie prognozował, przecież od wieków to tylko Włosi… A potem radość, jaką trudno z czymkolwiek porównać. Ja w każdym razie nigdy nie cieszyłem się tak bardzo – nawet wtedy, gdy podczas lekcji matematyki okazało się, że szkoła się pali. Rozdzwoniły się dzwony kościołów, a ludzie po domach rzucili się do radioodbiorników i telewizorów. Pamiętam, że mnie rozsadzało. Wypadłem z domu i jak wariat biegałem wzdłuż ulicy z wysoko zadartą głową. Do dziś widzę migające korony drzew i słyszę samego siebie, powtarzającego w kółko coś w rodzaju „chwała Bogu”. Różnie ludzie reagowali, ale wszyscy radośnie. Sąsiedzi odwiedzali się z tą niesłychaną nowiną (telefonów wtedy prawie nie było) i gadali, gadali, gadali. Ktoś obok przez wiele godzin grał na gitarze (a grać nie umiał), ktoś śpiewał, ktoś wiwatował.
Komuś, kto nie pamięta czasów komunizmu, pewnie trudno to zrozumieć. Jednak dla nas wtedy to nie było światełko w tunelu – to była eksplozja. Cały ten nasz tunel sowieckiego zamordyzmu i zakłamania, ten system „kłamstwa i żelaza”, nagle zalało jaskrawe światło. Tak to czuliśmy. I musieli to też rozumieć – tylko ze zgrozą – również ci, którzy zarządzali tunelem. Konsternacja i przerażenie czerwonych notabli brały się z przeczucia, że stało się coś naprawdę wielkiego, co może przynieść nieobliczalne skutki. I rzeczywiście przyniosło, choć konsekwencje polityczne, takie jak upadek żelaznej kurtyny, nie były najważniejsze. Istotne było to, co stało się z nami, jako ludźmi. Zapanował nowy duch, który dał o sobie znać już wkrótce. Gdy papież jako pielgrzym odwiedził Polskę, ujrzeliśmy ilu nas jest, i co nas spaja, i wokół czego się gromadzimy. Mimo wysiłków kamerzystów i realizatorów nie dało się w milionowych tłumach pokazywać tylko wiekowych ludzi. Wąskie kadry nie ukryły prawdy – sami przecież tam byliśmy.
To nas zmieniło, pozwoliło wziąć oddech. Słuchaliśmy tego papieża, który mówił „do nas i za nas”, a w duszach rosło przekonanie, że naprawdę Bóg rządzi światem. „Nie lękajcie się”, „Otwórzcie drzwi Chrystusowi” – te wezwania nie pozostały puste. Wielu przestało się lękać. Wielu otwarło drzwi Chrystusowi.
Dziś ironizują niektórzy, że nie ma pokolenia JPII. Nieprawda. Wszyscy jesteśmy naznaczeni tym pontyfikatem, nawet najzawziętsi wojujący ateiści. Myślimy Janem Pawłem, wielu powtarza frazy, których używał, nawet gdy ktoś robi to przewrotnie. Każdego ten czas dotknął i dla każdego był wyjątkową szansą. I wciąż jest, bo święci się nie starzeją. Misja Jana Pawła II trwa.
Franciszek Kucharczak