"Ktoś zabiera mi mój kraj" – mówi teraz reżyser. Panie Smarzowski, ten kraj jest taki od tysiąca lat.
01.10.2018 15:10 GOSC.PL
Pojawiające się w mediach kolejne wywiady z reżyserem filmu „Kler” dają sporo do myślenia o przyczynach, dla których postanowił on obdarzyć Polaków swoim sposobem widzenia Kościoła. W wywiadzie dla „Newsweeka” Wojciech Smarzowski przyznaje, że zawsze robi filmy o tym, co go boli. Aktualnie, jak widać, najbardziej bolą go Kościół i religia. „Czułem i czuję się osaczony Kościołem i religią. Religia jest wszędzie – w prasie, w telewizji, w urzędach i na ulicy” – skarży się. „Kroplą, która przepełniła czarę, było zderzenie się z religią w szkole. Moi synowie rozpoczęli edukację i nagle uświadomiłem sobie skalę zjawiska” – wyznaje. Według niego „efekt jest taki, że nasze dzieci mają wyprane mózgi, bo wychowuje się je w przesądach”. Owszem, Smarzowski przyznaje, że jako ateista nie jest przez nikogo zmuszany do ochrzczenia dzieci albo chodzenia na mszę (dodajmy, że na religię też nikt jego dzieciom chodzić nie każe), „jednak gdy wchodzę na pocztę, to mam wrażenie, że ilość kalendarzy z papieżami, śpiewników oazowych i żywotów świętych nie pozostawia już miejsca na listy”.
Hm… Więc i poczta winna? No niech będzie, ale o czym to świadczy, że nawet na poczcie są takie rzeczy? O tym, że ludzie chcą to kupować. A chcą, bo to jest dla nich ważne. Gdyby nie było popytu, nie byłoby i podaży. Żaden ksiądz i żadna zakonnica tego na pocztę nie przynieśli i nie kazali sprzedać pod karą ekskomuniki. Gdyby na poczcie pełno było manifestów ateistycznych, śpiewników młodego bezbożnika, życiorysów Fryderyka Nietzchego i kalendarzy z Magdaleną Środą, może by się tam pan Smarzowski dobrze czuł, ale krótko, bo poczta splajtowałaby i trzeba by ją zamknąć.
O co właściwie panu Smarzowskiemu chodzi? Żebyśmy zrobili z Polski raj ateisty, w którym nie ma śladów przekonań znaczniej większości obywateli? W imię czego? W imię dobrego samopoczucia jakiejś niewielkiej grupy ludzi? Problem w tym, że wówczas poważnie pogorszy się samopoczucie całej reszty.
Jasne, że trzeba myśleć też o innych. Zdrowa tolerancja polega na niezmuszaniu kogokolwiek do zachowań sprzecznych z jego przekonaniami – tylko że nikt nikogo przecież nie zmusza. Pan Smarzowski nie musi, na przykład, posyłać swoich dzieci na religię. Dlaczego więc rzuca się, że tam się pierze mózgi i wychowuje dzieci w przesądach? Ta opinia chyba wykracza już nieco poza tematykę „Kleru”, prawda? To już coś więcej niż wytykanie wad duchowieństwa – to rzucenie w twarz katolikom w Polsce, że wyznając Chrystusa, wierzą w przesądy. To także oskarżenie pod adresem rodziców, że szkodzą dzieciom, posyłając je do pralni mózgów.
Moje dzieci chodzą na religię i nic panu do tego, panie Smarzowski. Nie podważam pana decyzji co do własnych dzieci, byłoby więc miło, gdyby pan nie mieszał się do cudzych decyzji.
Wywiad w „Newsweeku” zdradza kierunek, w jakim idzie myślenie pana Smarzowskiego. „Gdy jadę przez Polskę i mijam coraz brzydsze kościoły, coraz wyższe krzyże – to myślę, że ktoś zabiera mi mój kraj” – mówi reżyser.
Czyli jednak nie tylko o księży chodzi? Kościoły też wadzą, krzyże wadzą – czyli de facto wszystko to, co świadczy o przekonaniach społeczeństwa.
Panie Smarzowski, nikt panu kraju nie zabiera. Ten kraj jest taki od tysiąca lat. Możliwe, że gotyckie i barokowe kościoły są ładniejsze od wielu nowych, ale i w jednych, i w drugich ludzie znajdują Tego, który jest podstawą ich życia. Ci ludzie robią złe rzeczy, ale też się z nich nawracają – najczęściej w tych niekoniecznie najładniejszych kościołach. Spowiadają się tam Chrystusowi, który czyni nad nimi znak krzyża nie zawsze czystymi rękami swoich kapłanów. Ale pan, panie Smarzowski, nie ma nic lepszego. Pan nie ma żadnej oferty, nawet odrobiny tego, czym dysponuje Kościół, ale, jak widać, chce się pan tym brakiem oferty dzielić. Piękne dzięki. Obejdzie się.
Franciszek Kucharczak