„Jeśli zatem twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją”. Mk 9,43
Czasami mam wrażenie, że moimi działaniami kierują dwie zupełnie różne osoby – „ja” i „ona”. Z tą drugą zawsze są jakieś problemy. Nie wiem, skąd się wzięła. Kupiła sobie meble, podłączyła internet i bez pardonu wywiesiła tabliczkę „kierownik” na drzwiach gabinetu mojej decyzyjności. Nikomu nie życzę takiego samozwańczego doradcy, jest on bowiem odpowiedzialny za wszystkie moje przeskrobania – i te większego, i mniejszego kalibru. Począwszy od nocnego podjadania słodyczy i ustawiania na telefonie 10 drzemek o poranku, na naprawdę poważnych przewinieniach skończywszy. Nieustannie „ja” i „ona” toczą ze sobą walkę, każda ma inne spojrzenie na ważne dla mnie kwestie. Jest to szczególnie widoczne, kiedy mierzę się z trudnym dla mnie etapem. „Ja” podpowiada, żeby zacząć przygotowywać się wcześniej, i wspiera, mówiąc, że dam radę, podczas gdy „ona” twierdzi, że lepiej nie robić nic, bo i tak się nie uda. Rezygnacja, zwątpienie i pesymizm to „jej” najlepsze przyjaciółki. „Ja” poświęca dużo energii, żeby „ją” zdominować. Są jednak momenty, gdy sama nie daję rady. Sięgam wtedy po wsparcie bliskich, a także po modlitwę. Zwracam się o pomoc do Boga, bo wiem, że On zawsze jest po mojej stronie. Dzięki najbliższym i Bogu odcinam „jej” prąd i robię wszystko, żeby na ważnych spotkaniach nie dochodziła do głosu. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Katarzyna Szymczak