O godności i prawach dzieci, oczyszczaniu Kościoła z grzechu pedofilii i jego strategii na przyszłość opowiada o. Adam Żak SJ.
Ale może wina za te wykroczenia z przeszłości to konsekwencja rewolucji seksualnej z 1968 roku? Obecnie też jesteśmy świadkami wszechobecnej kultury wyuzdania i wyzwolenia seksualnego.
Odpowiem tak: Kościół jako społeczność – duchowni i wszyscy ochrzczeni – jest lustrzanym odbiciem problemów społecznych. I to na różne sposoby. Jest stare powiedzenie: jakie społeczeństwo, takie duchowieństwo. Jeśli w społeczeństwie panują duża swoboda i tolerancja obyczajowa, promuje się rozwiązłość, to należy się spodziewać, że zjawisk negatywnych również w szeregach duchowieństwa będzie przybywać i będą one przybierały na sile. Oczywiście jeśli coś tak bardzo złego dzieje się w tej materii w Kościele, to jest to też pośrednio niewygodne lustro dla społeczeństwa. Bo to znaczy, że także tam istnieje poważny problem. Do tego dochodzi jeszcze prywatyzacja życia. Zewsząd słyszymy: „Z życia seksualnego nikomu nie muszę się tłumaczyć. To moja prywatna sprawa”. Już od lat 60. ubiegłego stulecia na temat „dobroci” współżycia seksualnego dorosłych z dziećmi powstało kilka przeróżnych teorii. Teoretyzowano, uważając, że istnieje coś takiego jak pedofilia dobra (pozytywna) i zła.
Dobra, czyli jaka?
Taka romantyczna, która wzorem antycznej Grecji uważa inicjację seksualną dziecka przez dorosłego za idealny środek wychowawczy. W niektórych środowiskach prezentowano ją jako szczególną wartość. Znalazła ona nawet poparcie polityczne w wielu krajach. We Włoszech w latach 70. Partia Radykalna, której przewodził Marco Pannella, proponowała obniżenie wieku zgody w kontaktach seksualnych do 12 lat. A w Niemczech, w kontekście skandali pedofilskich ujawnionych w tamtejszym Kościele w 2010 roku, media wyciągnęły na światło dzienne fakt, że przed laty organizacja Humanistische Union wydała manifest, w którym postulowano tzw. dobrą pedofilię jako metodę godnościowej edukacji seksualnej. Manifest podpisała m.in. pani Sabine Leutheusser-Schnarrenberger (wówczas członkini zarządu Humanistische Union), która później, w 2010 roku, była ministrem sprawiedliwości i najgłośniej ze wszystkich polityków krytykowała Kościół.
To wszystko brzmi absurdalnie. Zwłaszcza że społeczeństwo niemieckie jako jedno z pierwszych dość szybko i skutecznie zajęło się rozwiązywaniem problemu wykorzystywania seksualnego małoletnich. To wzorcowe podejście do problemu pedofilii?
Z punktu widzenia ochrony małoletnich z pewnością dość rzadkie, by nie rzec: wyjątkowe. Odnośnie do rozwiązania niemieckiego – jest ono wynikiem wypracowanej kultury współpracy instytucjonalnej między rządem a organizacjami społecznymi, w tym z Kościołami. Dlatego Niemcy nie skupili się tylko na skandalu w Kościele katolickim, lecz wykorzystali ten skandal, by zmierzyć się z problemem społecznym. To prawda, że w pierwszym momencie media zajęły się skandalem w Kościele. Dziesiątki tysięcy katolików opuściło Kościół katolicki. Ale eksperci i fachowcy oraz niektórzy politycy doskonale wiedzieli, że nie jest to tylko problem Kościoła, lecz jest to zjawisko społeczne. I dlatego z inicjatywy rządu kilka tygodni po wybuchu skandalu w Kościele katolickim został zwołany okrągły stół. Do wspólnych rozmów zaproszeni zostali przedstawiciele trzech ministerstw, Kościoły obydwu wyznań chrześcijańskich, związki i stowarzyszenia zrzeszające młodzież oraz eksperci. Ponadpółtoraroczne prace zaowocowały wypracowaniem wspólnej strategii ochrony dzieci i młodzieży.
Takie rozwiązanie przydałoby się społeczeństwu i Kościołowi w Polsce?
W Polsce mamy w miarę sensowne prawo karne, które działa dość dobrze, nadal brakuje nam jednak prewencji. Rzecznik Praw Dziecka kilkakrotnie postulował przez przynajmniej ostatnie półtora roku stworzenie narodowej strategii ochrony dzieci i młodzieży przed przemocą, nie tylko seksualną. Rząd odpowiadał, że mamy dobre instrumenty prawne w tym zakresie. My, Polacy, myślimy inaczej niż Niemcy. Na poziomie myślenia instytucjonalnego pod wieloma względami nadal pozostaliśmy krajem postkomunistycznym. Nie mam tu na myśli wcale biskupów, ale cały aparat państwa. Potrzebne są zarówno oczyszczenie, jak i struktury prawne zobowiązujące do działań zapobiegawczych. Bo z całą pewnością nie powinniśmy sobie wyobrażać, że po znalezieniu i ukaraniu sprawcy problem znika.
Jaka jest skala zjawiska pedofilii w społeczeństwie polskim?
Ostatnie badania retrospektywne mówią, że 12,4 proc. dzieci i młodzieży między 11. a 17. rokiem życia była wykorzystywana seksualnie. Podobnie jest w krajach zachodnich. Tak wynika z naukowego raportu „Dzieci się liczą 2017”, opublikowanego w zeszłym roku pod egidą Rzecznika Praw Dziecka przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę.
Wśród sprawców są też duchowni. Wiadomo, ilu dopuściło się takich czynów w Polsce?
Kościół instytucjonalny w naszym kraju nie dysponuje takimi danymi. Państwo też nie ma porządnych rejestrów kryminologicznych, z których można by się dowiedzieć, jak się przedstawia sytuacja w poszczególnych środowiskach zawodowych. Po prostu takie dane nie są gromadzone. Mam wrażenie, że gdyby nie Rzecznik Praw Dziecka, to nie byłoby też tak całościowych badań nt. sytuacji dzieci w Polsce. A takie dane są konieczne! Narodowa strategia ochrony dzieci przed przemocą pozwoliłaby uzupełnić i scalić wiele działających już mechanizmów chroniących dzieci oraz przyjąć jednolitą i pełną strategię ich ochrony. Niezależnie od tego Kościołowi potrzebna jest maksymalna przejrzystość. To zasada na wskroś ewangeliczna. Jako Kościół musimy też lepiej komunikować się ze społeczeństwem. Bo to właśnie z powodu słabej komunikacji powstaje wrażenie, że problem jest tylko w Kościele i że go ukrywamy. Gdy się bronimy, to przy słabej lub żadnej wiedzy na temat skali zjawiska czynimy to kiepsko, przerzucając odpowiedzialność na innych wskutek paniki moralnej. To jest dla mnie niepokojące.
W liście do Ludu Bożego papież Franciszek mówi wprost: najpierw post i modlitwa.
To pierwsze i ważne narzędzie, jakim dysponuje Kościół: uznać swój grzech i odwrócić się od niego. Uznać także, że przez inspirowane klerykalizmem sposoby działania instytucjonalnie stał się on współodpowiedzialny za krzywdę dzieci, za krzywdę wspólnot edukacyjnych, parafialnych i innych. Myślę, że papieżowi zależy na tym, by w Kościele powstała swego rodzaju masa krytyczna w celu zmiany mentalności w sprawie wykorzystywania seksualnego małoletnich, bo tylko w ten sposób będziemy zdolni pomagać społeczeństwu w jego różnorakich kryzysach. My, duchowni, nie jesteśmy ekspertami od wszystkiego. Potrzebna nam jest współpraca ze świeckimi fachowcami, z samorządami i organizacjami pozarządowymi.
I chęć stanięcia w prawdzie, o którą upomina się papież?
Tak. Myślę, że kluczowe jest tu oddziaływanie papieża na przełożonych: biskupów i wyższych przełożonych zakonnych. Papież oczekuje od przełożonych kościelnych uczciwej przejrzystości. Wie dobrze, że cnoty nie da się nakazać, dlatego odwołuje się do całego Ludu Bożego, by wsparł zmianę mentalności i struktur modlitwą i postem. Po wydarzeniach w Chile i po raporcie Wielkiej Ławy Przysięgłych z Pensylwanii nie da się rozwiązać problemów, chroniąc przełożonych kościelnych przed odpowiedzialnością za popełnione błędy. Wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia i odnowić skalę wartości, tak by na pierwszym miejscu był człowiek, a nie instytucja. Bo tu chodzi o godność dzieci i wiarygodność głoszonej Ewangelii.•
O. Adam Żak - jezuita, doktor filozofii, Od czerwca 2013 roku koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski.