Kiedy wczytamy się w Stary Testament, zauważymy, że Pan Bóg walczy o godność kobiet – mówi w rozmowie z KAI dr Maria Miduch, doktor teologii biblijnej z zakresu judaistyki i hermeneutyki biblijnej. Biblistka niedawno wydała książkę „Kobiety, które kochał Bóg”, o kobietach Starego Testamentu.
Dawid Gospodarek (KAI): Dlaczego w swojej najnowszej książce "Kobiety, które kochał Bóg", zdecydowała się Pani zająć kobietami ze Starego Testamentu?
Maria Miduch: Na polskim rynku nie ukazało się do tej pory zbyt wiele publikacji na ten temat, a od dawna zauważam, szczególnie u kobiet, taki głód, żeby czytać o wzorcach kobiecości. Kobieta wierząca odruchowo sięgnie także po Biblię. Nie będzie to oczywiście jedyny sposób, w jaki zechce się czegoś dowiedzieć o kobiecości, ale sięgnie po Biblię i będzie ją czytać jako kobieta, naturalnie szukając przykładów kobiet. A wydaje mi się, że Stary Testament jest trochę zaniedbany. Chętniej czytamy Nowy, wiemy, że są tam Ewangelie, czytamy o Jezusie. Oczywiście jest to błąd, bo nie da się zrozumieć Nowego Testamentu bez Starego. Ale oprócz tej warstwy Pisma, która jest potrzebna dla naszego zbawienia, warto też poczytać Stary Testament i zastanowić się, co on chce powiedzieć o wzorcu kobiecości. Zatrzymać się nad kobietami, które się tam pojawiają. To są ciekawe historie, postacie bardzo barwne. Myślę, że warto sięgnąć, poczytać, zobaczyć. Dlatego w swojej książce postanowiłam skupić się na kobietach znanych ze Starego Testamentu, ale często traktowanych bardzo szablonowo, żeby pokazać, że jest coś więcej. Że możemy z ich życia wziąć coś dla siebie. Nawet jeżeli w takim popularnym odbiorze te kobiety nie kojarzą się nam dobrze – chociażby Ewa od grzechu czy Batszeba, z którą Dawid ma dziecko, zanim ona jeszcze została wdową. Starałam się pokazać inne oblicza tych kobiet.
Stary Testament i ówczesna kultura kojarzą się raczej z takim demonizowanym patriarchalizmem, gdzie kobiety są tłamszone, gdzie nie zwraca się uwagi na godność kobiety…
Ale kiedy wczytamy się w Stary Testament, zauważymy, że Pan Bóg walczy o tę godność. Ludziom przyjęcie tego wychodzi różnie, ale Pan Bóg jest jednoznaczny w swoich decyzjach. On do swojego wielkiego planu, niejednokrotnie w miejscu, w którym człowiek logicznie myślący widziałby silnego mężczyznę, wybiera delikatną kobietę i tym samym podkreśla jej godność oraz to, że w Jego planie ma ona wyjątkowe miejsce.
Jak dobierała Pani przykłady tych starotestamentalnych kobiet?
Dobrałam je parami, chciałam, żeby były pokazane często na zasadzie pewnych kontrastów. Dostrzegalna bywa też jakaś nić przewodnia łącząca ich życie. Wybrałam np. Ewę i Sarę, Batszebę i Judytę, Deborę i Jael, Rut i Annę, matkę Samuela. Kończę to opowiadanie na kobietach przełomu Starego i Nowego Testamentu, a więc na Elżbiecie i Matce Jezusa.
W takim pobożnym mówieniu o Maryi pojawia się czasem narracja, że wszystkie kobiety Starego Testamentu do Niej dążą i w Niej się ukazują, swoje całe piękno i potencjał…
Myślę, że w niektórych przypadkach jest to bardzo naciągane. „Pobożnościowo” chcemy widzieć wzór wszystkiego, co najlepsze, w Maryi, i dobrze, że tak chcemy. Tylko nie ma co na siłę ograbiać tych kobiet, które były wcześniej, z ich indywidualności i z tego, że tak naprawdę nikt nie będzie taki jak one. Pewne cechy oczywiście będą się powtarzać u nas wszystkich, ale każda z nas, tak samo te kobiety w Starym Testamencie, zachowuje swoją indywidualność.
Czy nie jest tak, że gdy w Starym Testamencie widzi się już coś pozytywnego w kobiecie, to okazuje się, że to jest dobre, bo to jest męskie?
Myślę, że nie. Na przykład kiedy przyjrzymy się Esterze, o tym też piszę w swojej książce, ona wyraźnie pokazuje swoją słabość. Najpierw, modląc się, wyraźnie mówi, że się boi, że cała jest przeszywana strachem. Później postanawia znaleźć drogę do serca króla w sposób bardzo kobiecy – nie staje przed nim, nie tupie nogą i nie rozkazuje mu, ale odwołuje się do uczuć, jakie on względem niej żywi. Estera jest niewątpliwie wzorem kobiecości w Starym Testamencie. Jest kobietą stawianą niejednokrotnie za wzór tej, którą Pan Bóg posłużył się do realizacji swojego wielkiego planu. Ale ten plan był realizowany właśnie na kobiecy sposób.
Czy można dostrzec wizję starotestamentalnego ideału kobiecości?
Nie pokusiłabym się o to, żeby ukuć jeden ideał, ponieważ kiedy analizowałam historie tych kobiet, okazało się, że każda z nich jest piękna dlatego, że jest sobą, że one są często zupełnie sobie przeciwne. Zestawiłam np. Batszebę z Judytą. Judyta, która staje w obronie cnoty, mimo że pcha się w tak niebezpieczne środowisko, i Batszeba, przy której hebrajski test wyraźnie wskazuje na to, że Dawid nie dokonał na niej gwałtu, tylko to była też jej decyzja. Dwie różne drogi, ale zauważmy – to z potomków Batszeby wyjdzie potem Mesjasz. Widzimy, że włożenie kobiety w schemat może być niebezpieczne. Biblia świetnie to pokazuje, że każda jest inna, że każda ma inne zdanie, realizuje je zupełnie inaczej, a Bóg nie zraża się słabościami.
A nie ma w tych księgach jakiegoś lęku przed kobietą? Że kusicielka, że swoją słabością ściąga nieszczęście…
Jest lęk, ale kiedy czytamy Stary Testament, widzimy, że ten lęk jest w ludziach. Natomiast Bóg się konsekwentnie upomina, żeby patrzono na kobietę inaczej. Biblia oczywiście powstała poprzez natchnienie, ale ma też swojego ludzkiego autora. I wiadome jest, że ten ludzki autor przeniesie na karty Biblii swoje patrzenie na świat. Bóg się na to godzi, a jednak konsekwentnie pokazuje przez historie np. Estery, Judyty, Rut czy Rachab, że On patrzy zupełnie inaczej niż człowiek.
A co dobrego można powiedzieć o Ewie?
Bardzo dużo. Ona jest matką żyjących. Samo jej imię, które zostaje jej nadane, świadczy o tym, że ma coś wspólnego z Bogiem. Jedynym Żyjącym w Stary Testamencie jest Bóg, a ona jest nazwana „matką żyjących”. To jest piękne i niesamowite, bo my ją wsadziliśmy w szufladkę z podpisem „grzech”. A Bóg, kiedy na nią patrzy, widzi życie. To jest niesamowite, zaskakujące, taka jest Biblia.