W czasie II wojny światowej cała twórczość Adama Asnyka trafiła na niemieckie listy proskrypcyjne jako przeznaczona do zniszczenia. Już choćby ten jeden argument każe w nim widzieć kogoś więcej niż tylko mistrza poezji „sztambuchowej”.
Szukajcie prawdy jasnego płomienia! Szukajcie nowych nie odkrytych dróg… – te słowa znają niemal wszyscy, nawet jeśli nie każdy pamięta, kto jest ich autorem. Urodzony 180 lat temu Adam Asnyk z całą pewnością należy do poetów najczęściej cytowanych. Jego wiersze świetnie brzmią na akademiach i znakomicie nadają się na wpis do pamiętnika, powielane są też na nieskończonej ilości blogów. „Między nami nic nie było!” – jakież to uniwersalne motto dla opisania miłosnych niepowodzeń! A jednak jest pewien paradoks w tej, dość powierzchownej, przyznajmy, popularności autora. Trudno bowiem również o poetę bardziej lekceważonego, a nawet wyśmiewanego. Nazwisko Asnyka bywa dziś często wymieniane jako synonim poetyckiego kiczu, banału, a przynajmniej anachronizmu. Wydaje się, że ta poezja kompletnie nie przystaje do naszych czasów. Czy słusznie?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski