Tolkienowska historia o hobbitach doskonale pokazuje nie tylko mechanizm pokusy, ale również odpowiedzialność za trapionego pokusami bliźniego.
21.08.2018 09:46 GOSC.PL
Nie od dziś wiadomo, że powieści autorstwa J.R.R. Tolkiena, C.S. Lewisa i zgromadzonych wokół nich literatów są doskonałym nośnikiem chrześcijańskiej wizji świata i człowieka. Jednym z najlepiej zobrazowanych we "Władcy Pierścieni" procesów jest mechanizm pokusy. Powstało na ten temat już wiele opracowań i omówień. Frodo niosący Pierścień, walczący każdego dnia z palącą potrzeba założenia go, stopniowo coraz bardziej do magicznego artefaktu przywiązany, to nic innego, jak obraz człowieka, który każdego dnia zmaga się ze swoją słabością. Każdorazowe zakładanie Pierścienia coraz bardziej odbiera hobbitowi wolność, tak jak każdorazowe upadki w grzechu coraz mocniej uzależniają nas od naszych słabości.
Ale opowieść snuta przez Tolkiena to nie pesymistyczna wizja, w stylu współczesnej kinematografii. Choć występują w niej fantastyczne stwory, w gruncie rzeczy to historia niezwykle realistyczna, bo zachowuje proporcje między baśniową otoczką, a rzeczywistością duchową. Choć Frodo szczęśliwie uwalnia się od Pierścienia, to nie jest to niczym nie uzasadniony happy end w stylu hollywodzkiego romansidła. Szczęśliwe zakończenie wynika z konkretnych, wcześniejszych wydarzeń. W tym przypadku fundamentalną rolę odgrywa postać Sama Gamgee. Już na początku opowieści o wyprawie młodego pana Bagginsa czarodziej Gandalf nalega, by Frodo w podróż udał się w towarzystwie zaufanego przyjaciela. Z perspektywy czasu ta decyzja Gandalfa okazuje się zbawienna, nie tylko dla losów Pierścienia, ale przede wszystkim dla samego Froda. Gdy u kresu drogi Baggins nie jest już w stanie dłużej opierać się kuszącej mocy magicznego przedmiotu, wtedy z ratunkiem przychodzi jego towarzysz i przyjaciel. Gdyby nie oddanie i aktywny udział Sama w zmaganiach Froda, misja Powiernika Pierścienia zakończyłaby się klęską, a sam Frodo zostałby wciągnięty do świata ciemności.
Barwna opowieść zwraca uwagę na ważny aspekt walki duchowej. Nie z każdą pokusą da się walczyć w pojedynkę. Choć ostateczna decyzja odrzucenia pokusy należy do osoby poddanej kuszeniu, to w walce ze słabością ogromne znaczenie ma wsparcie bliskiej osoby. Mechanizm ten zna każdy, kto pracował choćby z osobami wychodzącymi z alkoholizmu.
Mamy potężną broń, jaką jest czas, który możemy poświęcić swojemu bliźniemu. Sami zresztą również wielokrotnie potrzebujemy wsparcia. W pewnym sensie jesteśmy odpowiedzialni za trapioną pokusą bliską nam osobę. Nie za jego decyzję o poddaniu się lub odrzuceniu pokusy, ale za czas mu poświęcony lub nie. Bo jak inaczej zrozumieć wezwanie "jedni drugich brzemiona noście"? Podejrzewam, że wielu błędów bylibyśmy w stanie uniknąć, gdybyśmy potrafili bardziej żyć ze sobą nawzajem, niż dla siebie samego. Pielęgnowanie relacji sprawia, że z przeciwnościami nie zmagamy się w samotności. Frodo nie zniszczyłby Pierścienia, gdyby nie oddanie Sama. Pomimo wielkich militarnych wysiłków rycerzy Gondoru i Rohanu.
Wojciech Teister