Nie chcę szczegółowo analizować decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego z punktu widzenia politycznego czy militarnego. Chcę zauważyć, że decyzja ta podlegała pewnym rygorom moralnym. Czy zostały one spełnione?
01.08.2018 11:30 GOSC.PL
Chodzi o warunki moralne, pod jakimi wolno użyć przemocy, czyli prowadzić tzw. wojnę sprawiedliwą. Warunki (które muszą być spełnione łącznie) podaję za współczesnym Katechizmem Kościoła Katolickiego. Jednak doktryna, która je ukształtowała, jest na tyle stara, że można się powołać na ich współczesną redakcję bez narażenia na zarzut ahistoryczności, czyli niemądrego oceniania wydarzeń przeszłych ze współczesnego punktu widzenia.
Pierwsze dwa warunki są oczywiste i chyba wszyscy się zgodzą, że zostały w czasie wojny spełnione: szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna, a wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne.
Kontrowersje mogą dotyczyć dwóch pozostałych warunków. Otóż do walki zbrojnej wolno się uciec, gdy są uzasadnione warunki jej powodzenia oraz gdy spodziewamy się, że użycie broni nie pociągnie za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć.
Dziś, gdy wiemy, czym zakończyło się Powstanie Warszawskie, łatwo jest stwierdzić, że nie miało ono szans powodzenia i wywołało tylko dodatkowe, ogromne i niepotrzebne cierpienia. Zastanówmy się jednak, jaka była świadomość osób odpowiedzialnych za tamtą decyzję w chwili jej podejmowania. A przede wszystkim: czy mogli i powinni przewidzieć jej skutki? Tu muszę wejść na grunt, na którym czuję się niepewnie - na grunt sztuki wojennej. Mądrzejsi ode mnie będą tu mogli powiedzieć więcej i dokładnej. Ja jedynie wiem, że wybitni polscy dowódcy tamtego okresu, generałowie Władysław Anders i Marian Kukiel zdawali sobie sprawę, że Powstanie nie ma szans powodzenia. Anders nazwał wręcz jego wywołanie "zbrodnią". Kukiel zaś chłodno ocenił, że sztab AK w Warszawie „działał pod presją wypadków i zlekceważył przybycie niemieckich posiłków”. Jego zdaniem, meldunek płk. Antoniego Chruściela o pojawieniu się sowieckich czołgów pod Pragą to było zbyt mało, by spodziewać się rychłego przekroczenia Wisły przez poważne siły Armii Czerwonej. To znaczy, że w 1944 r. z czysto militarnego punktu widzenia dało się przewidzieć, co się wydarzy, a generałowie Tadeusz Bór-Komorowski i Leopold Okulicki tragicznie się mylili.
Dla mnie jednak najbardziej dramatycznie brzmią słowa Delegata Rządu Na Kraj Jana Stanisława Jankowskiego: "Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać". Gdybym sądził, że ujawniona została w ten sposób jedyna motywacja odpowiedzialnych za wybuch powstania, uważałbym ją za akt samooskarżenia o skrajną pychę i głupotę. Taka interpretacja nie byłaby jednak słuszna. Jankowski używa solidaryzującej się formy: "my", choć - jak wiemy dzięki historykom - godził się na powstanie z myślą, że nie potrwa ono długo. Że krótko po jego wybuchu do Warszawy wkroczą Sowieci. To by znaczyło, że Jankowski został wprowadzony w błąd (zapewne nieświadomie) przez wojskowych. W każdym razie pragnienie wywalczenia wolności bez oglądania się na inne względy oznaczałoby skandaliczną głupotę polityczną. Tymczasem "ocena warunków uprawnienia moralnego należy do roztropnego osądu tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za dobro wspólne" - mówi katechizm. Roztropnego - podkreślam - osądu.
Z cytowanego wyżej katechizmowego zdania wynika jeszcze jeden wniosek: skoro decyzja o użyciu siły należy do odpowiedzialnych za dobro wspólne, to ci, którzy podlegają ich rozkazom, mają prawo wziąć tę decyzję za dobrą monetę. Nie są moralnie odpowiedzialni za błędną ocenę przywódców. Przeciwnie: dobrowolna ofiara z własnego życia, złożona z miłości do Ojczyzny i do swych bliźnich, zasługuje na najwyższe uznanie. Dlatego - cokolwiek sądzimy na temat moralnej, politycznej czy militarnej słuszności decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego - jego uczestnikom należy się szacunek.
Jarosław Dudała
Redaktor serwisu internetowego gosc.pl
Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.
Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały