Druty kolczaste, uzbrojeni strażnicy i praca nawet 20 godzin na dobę – tak wyglądały komunistyczne obozy pracy. Stanisław Adamczyk spędził tam ponad 2 lata.
Pomimo AK-owskiej przeszłości Stanisław Adamczyk został po wojnie przyjęty do Technicznej Szkoły Lotniczej. Gdy odbywał służbę wojskową, dwukrotnie naraził się władzy ludowej. Za pierwszym razem został zatrzymany po śmierci Józefa Stalina. Nie nosił żałobnej odznaki. Druga sytuacja miała miejsce w 1954 r. we wsi na zachodnim Pomorzu. Władza przeprowadzała tam przymusową kolektywizację, a opierających się rolników ubecy bili na posterunku milicji. Jeden z miejscowych chłopów poprosił Adamczyka o pomoc. Ten poszedł na posterunek zapytać, co się dzieje. W odpowiedzi ubecy zaczęli go straszyć bronią. Żołnierz sięgnął po swoją. Nikt nie ucierpiał, ale po kilku dniach po Adamczyka przyszli funkcjonariusze Informacji Wojskowej. Podczas procesu zarzucano mu użycie broni na posterunku MO i nienoszenie żałobnej odznaki. Nikt nie powiedział jednak oskarżonemu, z jakiego paragrafu zostaje skazany. Po prostu pewnego dnia wsadzono go do pociągu z zasłoniętymi szybami, który jechał 2 dni, zabierając więźniów z różnych części kraju. W końcu transport dotarł do Mysłowic.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jakub Jałowiczor