Manifest mundialowego optymisty

Aby przełamać żałobne i rozpaczliwe nastroje dominujące w ojczyźnie po porażce Biało-Czerwonych, proponuję spojrzeć na jasne strony meczu z Senegalem. Serio, były takie...

Według rankingu FIFA i bukmacherów, jeszcze wczoraj to Polska była faworytem grupy H. W meczu z Senegalem mieliśmy walczyć o zwycięstwo, a ostatecznie walczyliśmy o honorowego gola. O tym, że Biało-Czerwoni zagrali wolno, niedokładnie i popełnili koszmarne błędy w obronie, napisano już dziś wszystko i wszędzie. Mieliśmy walczyć o najwyższe cele, tymczasem tradycyjnie drugi mecz grupowy będzie dla nas meczem o wszystko. Aby jednak nie popaść w czarną rozpacz, spróbujmy dostrzec nieliczne, ale jednak pozytywy wczorajszej potyczki z Senegalem.

Po pierwsze na ostatnich dwóch mundialach, w których uczestniczyła reprezentacja Polski, w meczu otwarcia przegrywaliśmy 0:2 (z Koreą Południową w 2002 r. i z Ekwadorem w 2006 r.). Tym razem wynik był lepszy - przegraliśmy, ale "tylko" 1:2.

Po drugie w ostatnich pięciu mundialach, które graliśmy, w pierwszym meczu nie strzeliliśmy żadnego gola. Bramka Krychowiaka, strzelona rzutem na taśmę, przełamuje wieloletnią niemoc strzelecką.

Po trzecie wywalczyliśmy dokładnie tyle, ile wywalczyli obrońcy tytułu Niemcy. Oni też przegrali jedną bramką, do tego nie zdobywając żadnej. Ponadto w swoim meczu otwarcia w 2002 r. jedną bramką Senegalczykom uległa też broniąca wówczas tytułu Francja. Z lekkim przymrużeniem oka możemy więc przyjąć, że prezentujemy mistrzowski poziom.

Po czwarte strzeliliśmy więcej bramek niż rywale - nasi dwie, Senegalczycy jedną. Tyle że Thiago Cionek pechowo trafił nie do tej bramki, co trzeba, no ale skoro trener ustawił go z tyłu boiska a nie z przodu, to czyja to wina? No czyja to wina?

Po piąte wedle wszystkich ekspertów naszym najpoważniejszym rywalem w grupie jest Kolumbia, a nie jakiś tam Senegal czy inna Japonia. A Kolumbia wczoraj też przegrała 2:1, więc w rywalizacji z najpoważniejszym konkurentem w zasadzie mamy doskonały remis.

Po szóste i najważniejsze: przedwczesny smutek nie ma sensu, bo póki piłka w grze, wszystko się może zdarzyć. Jeśli Biało-Czerwoni wygrają kolejne mecze, to dzisiejszy smutek będzie tylko złym wspomnieniem, a jeśli odpadną po fazie grupowej... cóż, będziemy się smucić wtedy, a dziś cieszmy się tym, że ciągle walczymy i jesteśmy w grze. Przecież bramka jest okrągła, a piłki są dwie... czy jak to tam leciało. Zatem trzymamy kciuki, nie odkładamy trąbek i szalików i z niecierpliwością czekamy na niedzielny mecz z Kolumbijczykami!

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister