Prawo wprowadzone w Canberrze jest horrendalne i jeśli zacznie działać, będzie oznaczało, że ma tam miejsce prześladowanie duchowieństwa katolickiego.
14.06.2018 15:51 GOSC.PL
Tego dawno nie było: legalne władze państwowe domagają się, i to pod groźbą kary, ujawnienia tajemnicy spowiedzi. Konkretnie władze australijskie, które przyjęły prawo nakazujące księżom informowanie o nadużyciach seksualnych penitentów, gdy ci przyznają się do nich w sakramencie pokuty. W razie odmowy kapłani zostaną postawieni przed sądem. Prawo zacznie obowiązywać od marca przyszłego roku na terenie Canberry. Biskupi australijscy obawiają się, że za przykładem stolicy mogą pójść inne stany (przeczytaj tekst Australia: Sąd za podtrzymywanie tajemnicy spowiedzi).
Takich rzeczy to nawet komuniści za PRL nie robili. Wiedza pozyskana z konfesjonału nie mogła być brana pod uwagę, nawet gdyby jakiś ksiądz zdradził tę jedną z najświętszych tajemnic. Podobnie jest w dzisiejszym prawodawstwie wielu państw.
Działania władz są, pomijając wszystko inne, nielogiczne. Przecież gdyby księża zdradzali tajemnicę spowiedzi, sprawcy by się u nich nie spowiadali. Jakkolwiek by zresztą stanowiły przepisy prawa, żaden ksiądz nie może się w tej sprawie nimi kierować. Żadna okoliczność nie jest usprawiedliwieniem zdrady tajemnicy spowiedzi.
„Tajemnica sakramentalna jest nienaruszalna; dlatego nie wolno spowiednikowi słowami lub w jakikolwiek inny sposób i dla jakiejkolwiek przyczyny w czymkolwiek zdradzić penitenta” – stanowi kanon 983 Kodeksu Prawa Kanonicznego. I dalej: „Spowiednik, który narusza bezpośrednio tajemnicę sakramentalną, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej” (kan. 1388).
Prawo wprowadzone w Canberrze jest więc horrendalne i jeśli zacznie działać, będzie oznaczało, że na terenie australijskiej stolicy ma miejsce prześladowanie duchowieństwa katolickiego.
Księża opierali się nie takim groźbom, jakie serwuje Australia. „Róbcie co chcecie, ale ja nic nie wyjawię. Wolę umrzeć” – mówił w sierpniu 1936 roku o. Filip Ciscar Puig. Prześladowcy, hiszpańscy komuniści, domagali się od duchownego ujawnienia treści spowiedzi jednego ze skazańców. Nic nie powiedział. Zastrzelili go.
To samo spotkało św. Mateusza Correa Megallanesa i bł. Fernando Olmedo Reguera. Pierwszego rozstrzelali żołnierze meksykańscy w czasie powstania Cristeros za to, że nie chciał wyjawić treści spowiedzi więźniów. Drugi, z podobnych powodów, zginął w czasie rewolucji hiszpańskiej.
Nigdy na tym świecie nie dowiemy się, jak wielu spowiedników musiało cierpieć z powodu zachowania tajemnicy spowiedzi, ale z pewnością jest ich bardzo wielu. Nie wszyscy, rzecz jasna, musieli ginąć jak św. Jan Nepomucen, którego w 1393 r. po torturach utopiono w nurtach Wełtawy. Liczni jednak ponosili i ponoszą wielki ciężar konieczności milczenia, gdy w normalnych warunkach mogliby się bronić. Taki krzyż musiał nieść nawet św. Jan Vianney, gdy – znając prawdę z konfesjonału – został oskarżony, że ma dziecko z niezamężną dziewczyną. Gdy na jaw wyszła jego niewinność, wyznał: „Sądziłem, że nadejdzie chwila, kiedy kijem gnany będę z Ars, ksiądz biskup mnie zasuspenduje i osadzą mnie na resztę dni moich w więzieniu… Widzę wszakże, żem nie zasłużył na tę łaskę”.
Wątpliwe, żeby władzom australijskiej stolicy chodziło o przysporzenie podobnych łask księżom katolickim, ale faktycznie nowe prawo niejednego kapłana może postawić wobec konieczności podjęcia heroicznego wyboru. Bo tu właściwy wybór jest tylko jeden. Prawo stanowione stoi tu w jawnej sprzeczności z prawem Bożym, a w takiej sytuacji chrześcijanin nie ma się nad czym zastanawiać.
Skoro władze Canberry posunęły się do takich działań, to albo kompletnie nie wiedzą, czego się w istocie domagają, albo rządzą tam ludzie owładnięci antychrześcijańską obsesją.
Franciszek Kucharczak