Żeby mówić o kimś jako o człowieku, trzeba poznać te trzy podstawowe formy.
Mały Franek ma tak króciutkie nóżki, że kiedy Dominika sadza go na kościelnej ławce, widać wyraźnie podeszwy bucików ruszające się w takt pieśni. Wielkie oczy ze zdziwieniem wpatrują się: raz w ekran z migoczącymi słowami, raz w księdza, raz w organistę. Mały Franek nie rozumie jeszcze prawdopodobnie zbyt wiele z tego, co dzieje się naokoło niego. I tego, że mama robi mu przed Ewangelią trzy krzyżyki zamiast jednego, i wielu innych rzeczy i spraw. Stanowczo wolałby, żeby to wszystko trwało krócej. O wiele krócej. Nie da się spojrzeć na małego Franka i się nie uśmiechnąć. Coraz częściej jednak uśmiechowi z mojej strony towarzyszy zamyślenie. Zastanawiam się i pytam samego siebie: do kogo należy to dziecko? Do mamy i taty? Do siebie samego? A może jednak do państwa? Głupie pytania, prawda? Okazuje się, że w XXI wieku niekoniecznie. W bieżącym numerze „Gościa” opisujemy jeden z absurdów naszych czasów, jakim jest odbieranie dzieci polskim rodzicom przez Jugendamt w Niemczech. Z przyczyn niewyjaśnionych. Czasem wystarczy jeden donos ze strony sąsiadów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.