O tym, jak połączyć w parafii stare z nowym, nie wylewając przy tym dziecka z kąpielą, z o. Bogdanem Kocańdą OFM Conv rozmawia Marcin Jakimowicz.
Byłem u Was na Mszy z oprawą góralską. Mnóstwo ludzi w strojach regionalnych. Ma Ojciec ciarki na plecach, słysząc trombity rozpoczynające Mszę? Brzmią donośniej niż szofar…
Ciarek nie czuję, bo sam jestem synem górali z Beskidu Makowskiego. Jako chłopak wiele czasu spędzałem u dziadków na roli. To moje środowisko naturalne. Na wsi wszystko kręci się wokół rodziny. To fundament, który trzeba pielęgnować. Jeśli nawróci się ktoś w domu, przyciąga często do wspólnoty całą rodzinę. Jeśli są jakieś urodziny czy imieniny, to nie licz na to, że ludzie przyjdą na spotkanie modlitewne. (śmiech)
Jeden ze znajomych wiejskich proboszczów gorzko żartował: „To wiara, której nie da się wykorzenić, ale… nie da się też pogłębić”.
Mam inne doświadczenie. Trzeba jedynie pracy. Członkowie parafialnego oddziału Akcji Katolickiej zaczęli w małych grupkach dzielić się słowem Bożym. W trzeci piątek miesiąca mamy całonocną adorację Najświętszego Sakramentu. W kompletnym milczeniu. I przez całą noc modlą się ludzie. Trzeba wszystko robić spokojnie. Wspólnoty działające przy domu rekolekcyjnym od wielu lat prowadziły ewangelizacje od domu do domu po ościennych wioskach czy miasteczkach. W parafii zdecydowaliśmy się na to dopiero po sześciu latach mojego proboszczowania. Dałem czas parafianom, by przyzwyczaili się do tego, że są nowe formy opowiadania o Bożej miłości. W tym roku 27 zespołów ewangelizacyjnych ruszyło od domu do domu…
Słyszeli odgłos zatrzaskujących się drzwi i krótkie: „Dziękujemy. Jesteśmy katolikami”?
Nie – przynosili list od proboszcza. Zawarłem w nim i pokorną prośbę o przebaczenie, jeśli kogoś zraniłem, uraziłem, i wezwanie do odpowiedzialności za Kościół. Parafianie żartowali: „Po co proboszcz pisze list, skoro jest tak blisko i zawsze możemy pogadać?”.(śmiech) A poważnie: wielu mi za niego dziękowało. Przychodzili, by przeprosić za to, że źle mnie ocenili, źle myśleli, źle mówili. Bardzo poruszające doświadczenie.
Sercanin ks. Michał Olszewski opowiada: „Na wsi nie możesz głosić wedle klucza wspólnotowego. Ludzie zazwyczaj nie mają takiego doświadczenia”.
Ale mają doświadczenie wspólnoty rodzinnej! I to trzeba pielęgnować. W mieście nie zobaczy się już takich relacji, powiązań. Dajmy ludziom czas. Gdy na kolędzie zapytaliśmy, ile par mogłoby zaangażować się w duszpasterstwo rodzin, zgłosiło się ponad 90. Na spotkanie przyszło 25. Ostatecznie powstał jeden krąg Domowego Kościoła. Droga od „jestem zaproszony” do „jestem zaangażowany” jest długa. To proces i nie można się na to obrażać.
Przyjeżdżają na wieś młodzi ewangelizatorzy i zaczynają: „Nie znacie czterech prawd duchowego życia? Nie czytacie codziennie Biblii? Pokażemy wam, jak żyć Ewangelią!”…
…i popełniają ogromny błąd. Przekreślając tradycyjne formy pobożności, wylewają dziecko z kąpielą. Opowiem o konkretnej sytuacji. Oddaliśmy obraz Maryi Rychwałdzkiej do renowacji w Krakowie. Pojechałem z grupką parafian, by sami ocenili stan prac. Weszli do pracowni i… padli na kolana przed sztalugą z odrapanym obrazem. Zaczęli się modlić. Kobieta, która zajmowała się renowacją, zaniemówiła. Zobaczyła, że to nie jest kolejne „zlecenie”, ale wizerunek, któremu ludzie oddają cześć.
Papież Franciszek w „Evangelii gaudium” prosił o docenienie pobożności ludowej.
Oddychajmy dwoma płucami! Zwornikiem łączącym stare i nowe jest Maryja – znak naszej katolickiej tożsamości. Angażujemy Ją i w tradycyjne formy pobożności, i w nowe kursy ewangelizacyjne. Modlimy się do Niej na kursach Alpha.
Ile osób skorzystało z tej ewangelizacyjnej formy?
Około 4 tysięcy.
Nie słyszał Ojciec złośliwych zarzutów: Alpha to duszpasterska nowinka, jakiś „quasi-Kościół”, zabawa, która niewiele ma wspólnego z chorałem gregoriańskim czy Różańcem?
Nie przejmuję się takimi opiniami. Przecież po Alphie ludzie angażują się w Kościół, wracają do sakramentów. Po kursie powstały u nas wspólnoty Talitha Kum (sto osób posługujących modlitwą wstawienniczą), stanica Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, Francesco Team (ewangelizują przez nowoczesne środki, np. pantomimę, happeningi) czy Wspólnota Trudnych Małżeństw Sychar, czyli pięćdziesiąt osób walczących o utrzymanie sakramentu małżeństwa, wierzących, że każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania…
Naprawdę Ojciec w to wierzy?
Tak. Mamy przypadki, gdy małżonkowie wracali do siebie po sześciu latach. Nowe formy duszpasterskie nie są żadną zabawą w Kościół, bo angażują ludzi, którzy poważnie traktują swą wiarę. Nie ma miłości bez ofiary! Miłość i cierpienie to dwie strony tego samego medalu.
Słyszałem, jak wierni modlili się w Waszym kościele za kapłanów…
Od 13 lat przy sanktuarium działa Ruch „Corda Pia” (Pobożne Serca). To aż 750 wstawienników, którzy modlą się za kapłanów.Dziękuję Bogu, że mam 25 margaretek, które modlą się za mnie codziennie. W każdym miesiącu przynajmniej dwie Msze odprawiane są w mojej intencji. Zamawiają je ludzie ze wspólnot. Bez kapłana nie ma Kościoła. Nie ma Eucharystii, a bez chleba z nieba nie ma życia. Czy możemy się dziwić, że diabeł chce zniszczyć kapłanów za wszelką cenę?
O. Bogdan Kocańda OFM Conv - proboszcz parafii pw. św. Mikołaja i kustosz sanktuarium Matki Bożej Rychwałdzkiej, doktor teologii.