Wielokrotnie i na różne sposoby próbowaliśmy na tych łamach rozumieć i bronić racji Izraela w konflikcie z Palestyńczykami. Ale są rzeczy, których obronić się nie da. Nawet biblijnie uzasadnionym filosemityzmem.
15.05.2018 11:30 GOSC.PL
Izrael fatalnie świętuje 70. rocznicę odrodzenia swojego państwa.
Tak, to prawda, że tzw. społeczność międzynarodowa od zawsze stosuje podwójną miarę w ocenie tego konfliktu: teraz również ONZ wzywa Izrael do „zaprzestania masakry”, ale nie słychać równie stanowczych wezwań do tego, by palestyński Hamas zaprzestał wysyłania na pewną śmierć nieuzbrojonych (poza kamieniami) Palestyńczyków po to, by szturmowali granicę z Izraelem i robili zasłonę dymną wokół rodaków uzbrojonych w ładunki wybuchowe. Tak, to prawda, że ta masakra w punkcie wyjścia jest efektem cynizmu Hamasu i władz palestyńskich: jednoznaczne wezwanie i zachęta do ataku, zapowiedzi, że tego dnia wielu braci przeleje męczeńską krew… Palestyńczycy chcieli rozróby i dobrze ją zorganizowali. I to prawda, że „społeczność międzynarodowa” nie rejestruje takich drobnostek, jak to, że wśród zastrzelonych przez siły izraelskie są również panowie próbujący zdetonować bomby.
Izrael nie ma prawa się przed tym bronić? Ma prawo i w sensie militarnym musi być Spartą, najeżony najlepszym uzbrojeniem, by odeprzeć kolejne ataki.
Problem jednak w tym, że coraz bardziej ta broń, która ma służyć obronie, staje się narzędziem totalnej agresji również przeciwko nieuzbrojonym cywilom. Czołgi, snajperzy, ostrzały z ostrej amunicji przeciwko kamieniom i agresywnym okrzykom?
Smutna prawda o tym konflikcie jest taka, że nawet przy bardziej pokojowo nastawionych i otwartych na dialog władzach Izraela (już dawno takich nie było) niemal nikt w świecie arabskim – i szerzej: muzułmańskim – nie zaakceptuje samego faktu istnienia Izraela. Prawdziwy bliskowschodni pat. Ale pozostawianie u władzy takiego nacjonalisty i człowieka nieliczącego się ani trochę z wrażliwością Palestyńczyków (którzy też są ofiarą cynizmu swoich liderów, głównie Hamasu), jak premier Benjamin Netanjahu, czującego się dodatkowo pewnie z powodu spełnienia przez prezydenta USA niemal wszystkich jego zachcianek – sprawia, że jakikolwiek „proces pokojowy” zostaje oddalony albo na wieki, albo na bardzo daleką przyszłość.
Izrael od 70 lat musi odpierać kolejne ataki ze strony wrogich sąsiadów. O tym świat najczęściej zapomina i konsekwentnie trzyma stronę wyłącznie Palestyńczyków, którzy co jakiś czas wysyłają rakiety w stronę Izraela. Ale tym razem, poza koniecznym unieszkodliwieniem zamachowców, którzy szturmowali granicę z ładunkami wybuchowymi, Izrael użył całkowicie nieproporcjonalnych środków wobec w większości jednak bezbronnej ludności. Żaden filosemityzm, nawet ten najgłębszy, biblijny, nie daje podstaw do obrony tego, co z Izraelem robi ekipa nacjonalistów Netanjahu. Przeciwnie, to właśnie filosemityzm sprawia, że tym bardziej boli.
Jacek Dziedzina