Nadal nie ma kontaktu z czterema górnikami, zaginionymi w sobotę po tąpnięciu w kopalni "Zofiówka" w Jastrzębiu-Zdroju. Od piątego górnika, przygniecionego ciężkimi elementami, ratowników dzieli ok. 30 metrów. Aby móc go wydostać, zastępy ratownicze budują pod ziemią tzw. lutniociąg doprowadzający powietrze.
Najnowsze informacje dotyczące postępów akcji ratowniczej przekazali w niedzielę rano członkowie zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej: prezes Daniel Ozon i jego zastępca Tomasz Śledź. Jak podali, pod ziemią stale pracuje 17 zmieniających się zastępów ratowniczych, a ogółem w akcję zaangażowanych jest ponad 200 osób.
"Priorytetem dla nas jest dostarczenie jak największej ilości tlenu do obszaru zagrożonego" - powiedział prezes Ozon, przypominając, że ratownicy zmierzają do miejsca, gdzie powinni być zaginieni górnicy, z dwóch stron.
W jednym z chodników budowany jest lutniociąg, czyli instalacja doprowadzająca powietrze - w nocy zbudowano ok. 100 m tej instalacji. "Zostało nam ok. 30 m do tego pierwszego uwięzionego górnika, którego wczoraj zidentyfikował jeden z zastępów. Sądzimy, że to jest kwestia około półtorej godziny, kiedy dotrzemy do tego górnika" - ocenił D. Ozon.
Napowietrzenie zagrożonego rejonu jest konieczne, by ratownicy mogli bezpiecznie pracować.
W sobotę w zagrożonym rejonie stwierdzono ok. 8-procentowe stężenie metanu, co groziło wybuchem tego gazu (metan wybucha w stężeniu od 5 do 15 proc.). Ratownicy musieli się wycofać, później przystąpili do budowy lutniociągu - to rurociąg doprowadzający powietrze, składający się z połączonych ze sobą 10-metrowych elementów.
Równolegle ratownicy próbują dotrzeć tam drugą, dłuższą drogą, licząc, że uda się zlokalizować pozostałych czterech górników. Jak dotąd nie nawiązano z nimi kontaktu. Górnicy powinny znajdować się na 250-metrowym odcinku wyrobiska, który nie został dotąd spenetrowany przez ratowników. Ratownicy widzą prześwity w zawalonym wyrobisku, co daje nadzieję, że dochodzi tam powietrze.
Jak powiedział wiceprezes JSW Tomasz Śledź, "sytuacja jest bardzo dynamiczna i zmienia się z każdą minutą". Na miejscu pracują, obok ratowników z JSW, m.in. specjalistyczne zastępy ratownicze z Centralnej Stacji Ratownictwa w Bytomiu oraz ratownicy z Polskiej Grupy Górniczej.
Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski, który na miejscu nadzoruje akcję ratowniczą, powiedział, że od północy działania ratowników koncentrują się na dostarczaniu do wyrobisk powietrza i wyparciu w ten sposób z nich metanu. "To też jest jeden z warunków, żeby (...) było też poczucie bezpieczeństwa, jeśli chodzi o udział ratowników" - zaznaczył.
G. Tobiszowski dodał, że bez usunięcia nadmiernych ilości metanu bardzo trudne byłoby wejście w rejon, gdzie znajduje się jeden z górników, którego już wcześniej widzieli ratownicy. Ocenił, że kiedy już uda się to zrobić, otworzy się kolejny etap bardzo trudnej akcji ratowniczej.
W chwili wstrząsu, w sobotę około godz. 11, w kopalni pracowało 250 osób, z czego w rejonie bezpośredniego zagrożenia 900 m pod ziemią - 11. Czterem z nich udało się uciec, siedmiu zostało pod ziemią. Po kilku godzinach ratownicy odnaleźli dwóch z nich - są w szpitalu z niegroźnymi dla życia urazami. Wieczorem natrafiono na kolejnego górnika - przygniecionego i bez oznak życia. Z czterema kolejnymi nie ma kontaktu.
Prezes Ozon zapewnił, że przedstawiciele JSW są w stałym kontakcie z przedstawicielami rodzin poszukiwanych górników; rodziny przebywają stale w kopalni. Zapewniono im pomoc psychologiczną. Kolejne informacje na temat postępów akcji ratowniczej mają być przekazane w niedzielę około godziny dwunastej.