Historia Kaina i Abla to opowieść o pierwszym morderstwie w ogóle i pierwszym popełnionym z pobudek religijnych. Abel oddał życie za przychylność Pana Boga, który łaskawym okiem spojrzał na jego ofiarę. Kaina to smuciło. Chodził ze smutną twarzą, jak to ujął autor Księgi Rodzaju. A w końcu ten swój smutek obrócił w nienawiść. Tysiące lat nie zmieniły właściwie niczego. Z ziemi Kainów wciąż woła do Boga krew ich braci. We Francji na przestrzeni ostatnich 22 lat zawołała aż 9 razy. Krew siedmiu francuskich trapistów, zamordowanych w 1996 roku w Algierii, krew ksiądza Jacques’a Hamela, zamordowanego w 2016 roku w Normandii, krew podpułkownika Arnauda Beltrame’a, który kilka tygodni temu oddał życie za zakładniczkę. Biorąc pod uwagę to, czym jest męczeństwo, można uznać za zasadne twierdzenie Jacka Dziedziny, że żaden inny europejski naród nie doczekał się ostatnio tylu męczenników co naród francuski. Naród, co do którego większość nie miała już wątpliwości. Dzieci najstarszej córy Kościoła, która ze swoim chrztem obeszła się jak córka wyrodna. Czy prezydent (powtórzę: Francji!) Emmanuel Macron wygłaszający przed kościołem, po Mszy Świętej, słowa o męczeństwie, które nie pójdzie na marne, oraz o Republice, która nie jest po to, by religię zwalczać bądź zastępować, miał świadomość, jakie zdziwienie wzbudzą jego słowa? Coś się zmieniło? Coś się zmieni? To szefowi państwa francuskiego wolno już publicznie odnieść się w pozytywnych słowach (odnieść się w ogóle) do rzeczywistości religijnej? I nikomu nic się nie stało? Nikt nie dostał ataku serca ani ataku paniki z powodu zagrożonej laickości państwa?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.