Masowe protesty obaliły rząd premiera Roberta Ficy, ale nie zakończyło to kryzysu. Część społeczeństwa domaga się przedterminowych wyborów, uznając, że w obecnym kryzysie Słowacja musi się wymyślić na nowo.
Śmierć dziennikarza śledczego Jána Kuciaka oraz jego narzeczonej Martiny Kušnírovej obdarła Słowaków z iluzji, że żyją w kraju demokratycznym, praworządnym i sprawnie rządzonym. Wystarczyło kilkanaście dni, aby Słowacja stała się chorym człowiekiem Europy, którego przyszłość jest bardziej niepewna aniżeli kiedykolwiek po 1989 r. Wielkie społeczne protesty przerwały karierę polityczną Roberta Ficy, który od 2006 r. był najważniejszym graczem na słowackiej scenie politycznej, a jego partia Smer (Kierunek) współtworzyła trzy kolejne rządy (w latach 2006, 2012, 2016). Miesiąc temu jeszcze nic nie zapowiadało jego upadku. O tym, że Smer jest eksponentem postkomunistycznych oligarchów, którzy po 1989 r. rozkradli narodowy majątek, a swoje interesy zabezpieczali, wspierając różne siły polityczne na Słowacji, nie było tam tajemnicą dla nikogo, kto interesował się polityką. Przed dwoma laty ukazała się znakomita analiza tych powiązań, opisana w książce dziennikarza śledczego Marka Vagoviča pt. „Własną głową. Jak Fico sprzedał kraj oligarchom”. Wywołała ona spore dyskusje, ale nikt na ulice nie wychodził, a do jej autora nie strzelano. Nie fakty ujawnione w tekście Jána Kuciaka wywołały gigantyczny kryzys, ale brutalny mord, który nikogo nie mógł pozostawić obojętnym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski