Powiedzieć, że cierpiał, to za mało. Był poślubiony Ukrzyżowanemu. Stygmaty były znakiem tych zaślubin. „Aniołowie zazdroszczą nam tylko jednego, a mianowicie tego, że nie mogą cierpieć dla Boga” – uczył.
Ojciec Pio a cierpienie to temat na niejeden doktorat. Jest w tym coś tajemniczego i trudnego do przyjęcia przez współczesną mentalność nastawioną na komfort życia. Jesteśmy dziś coraz bardziej niezdolni do uznania jakiejkolwiek wartości cierpienia. Owocem tej mentalności jest to, że ludziom śmiertelnie chorym proponuje się raczej skrócenie życia niż pomoc w dźwiganiu krzyża. Zanim o cierpieniach o. Pio i o tym, co on sam na ten temat pisał, warto przypomnieć, że największym materialnym dziełem, które pozostawił, jest wielka klinika nazwana przez niego Domem Ulgi w Cierpieniu. O działalności tego niezwykłego szpitala opowiada reportaż Barbary Gruszki-Zych (ss. 70–73). Wspominam o tym dziele, aby było całkowicie jasne, że o. Pio, tak jak i Kościół, nie głosi pochwały cierpienia dla cierpienia. Chodzi zawsze o dawanie ulgi w cierpieniu. Ulgi rozumianej dwojako: jako pomoc w pokonaniu choroby i bólu fizycznego oraz jako towarzyszenie w cierpieniu, wskazywanie na jego zbawczy sens, zamienianie go w miłość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz