Podobno protesty przed kuriami w Polsce to jakaś nowość. Jeśli tak, to stara nowość.
20.03.2018 12:13 GOSC.PL
Wielki tytuł na pierwszej stronie poniedziałkowej „Wyborczej” głosił: „Kobiety przeciw biskupom”. Wszystkie trzy kobiety. No, może trochę więcej. Pod katowicką kurią było ich jakieś 20. Gdzie indziej też nie przyszło ich więcej niż żałobników na przeciętnym pogrzebie. Dla Wojciecha Maziarskiego z GW niedzielne demonstracje feministek przerażonych wizją niemożności zabijania dzieci, były jednak „przekroczeniem Rubikonu”. Rzekomo „pękła psychologiczna bariera powstrzymująca demonstracje pod kuriami”. „To się nie zdarzyło nigdy wcześniej” – stwierdza redaktor.
Akurat. Ten Rubikon przekroczył Janusz Palikot ze swoim zestawem osobliwości już w 2010 roku. „Protestujemy przed kuriami w związku z tym, że chcemy państwa świeckiego. Nie chcemy, żeby biskupi straszyli posłów” – mówił wtedy szef Ruchu Palikota. On sam stworzył przed gdańską kurią „instalację”, złożoną z krzyża, butelki wódki i pęta kiełbasy.
Protestujące w minioną niedzielę panie nic bardziej oryginalnego nie wymyśliły – takie tam hasła o „biskupach – władcach macic” i obrazki z kobietą ukrzyżowaną na biskupie.
Jeśli mówić o przekraczaniu „psychologicznych barier”, to prędzej udało się to feministkom przed dwoma laty. Wchodziły wówczas do kościołów, żeby potem z nich – w czasie odczytywania listu o aborcji – ostentacyjnie wyjść (co, zupełnie przypadkowo rzecz jasna, zostało nagrane przez kamerę „Wyborczej”). To już była grubsza sprawa, trzeba przyznać. Tyle że potem się okazało, iż czyn ten zahacza o paragraf o „złośliwym przeszkadzaniu wykonywania aktu religijnego”, co chyba zniechęciło panie do dalszego fikania przez ten niebezpiecznie głęboki w tym miejscu Rubikon.
Być może pan redaktor Maziarski zapomniał o tych faktach, dlatego odtrąbił jakiś przełom.
Przy okazji postraszył Kościół w Polsce scenariuszem hiszpańskim, w którym „duchowni sprzymierzeni z prawicą również próbowali za pomocą prawa powstrzymać zmiany obyczajowe”. Jego zdaniem właśnie to spowodowało, że lewica po przejęciu władzy w ciągu kilku lat trwale zrealizowała „większość postulatów środowisk laickich”.
Skoro tak, to dlaczego pan redaktor ostrzega polski Kościół? Przecież wygląda nadejścia modelu hiszpańskiego jak kania dżdżu albo jak Schetyna upadku Kaczyńskiego – czyż nie? Powinien więc zachęcać biskupów, żeby jeszcze gorliwiej walczyli o powstrzymanie „zmian obyczajowych”, aby jutrzenka laicyzmu wzeszła nad Polską czym prędzej. No chyba że uświadomił sobie, iż 830 tysięcy biskupów (tyle osób podpisało się pod projektem „Zatrzymaj aborcję”) to niepokojąco dużo i uznał, że Polska to jednak niezupełnie Hiszpania.
Cóż, nietrudno sobie to uświadomić – wystarczy prześledzić polityczną karierę rzeczonego Janusza Palikota. Gdy postawił na agresywny antyklerykalizm, przepadł z kretesem. Bo Polacy, owszem, lubią sobie ponarzekać na proboszcza, ale to ich proboszcz – i nie pałają chęcią zastąpienia go agitatorem nihilizmu w tęczowej stule. Jakoś mało kogo zachwyciła arogancja okazywana ludziom Kościoła, nie zwiodły też Polaków deklaracje o „nieklękaniu przed księdzem” (to już premier Donald Tusk). Dość powiedzieć, że Platforma Obywatelska w poważne kłopoty wpadła, gdy po latach panowania zaczęła grzebać przy „zmianach obyczajowych” właśnie. Po próbie wprowadzenia związków partnerskich, także jednopłciowych, słupki poparcia dla tej partii zaczęły wyraźnie spadać.
Tak więc niech sobie feministki przekraczają kościelny Rubikon, skoro nie potrafią inaczej. Gdy jednak zaczną tonąć, niech nie liczą na pomoc swoich pryncypałów. Wtedy tylko Kościół poda im rękę.
Czytaj także:
Franciszek Kucharczak