Komisja Europejska finalizuje prace nad propozycjami mającymi na celu opodatkowanie aktywności firm w internecie. Podatek nie ograniczy się tylko do takich gigantów jak Google czy Facebook, ale zapłacą go też duże firmy - dowiedziała się nieoficjalnie PAP.
Komisja na razie nie przekazuje informacji w tej sprawie, ale z przecieków do mediów wynika, że propozycje są na ukończeniu. Źródło w Brukseli, z którym rozmawiała PAP, potwierdziło, że projekty dwóch dyrektyw zostaną przedstawione w najbliższą środę.
Państwa unijne już jakiś czas temu dostrzegły problem związany z tym, że nowe aktywności przedsiębiorstw w internecie wymykają się obecnym ramom prawnym. Efekt jest taki, że albo nie są opodatkowane w ogóle, albo korporacje opodatkowują je nie tam, gdzie wypracowują zysk, lecz tam, gdzie im wygodniej. Wiele firm technologicznych jako swoją siedzibę w UE wybrało Irlandię, bo w tym kraju podatek korporacyjny wynosi 12,5 proc.
Część stolic, widząc jakie skutki powoduje to dla ich budżetów, już zaczęła prace, by rozwiązać problem u siebie. Urzędnicy w Brukseli doszli jednak do przekonania, że rozwiązanie obejmujące wszystkie państwa będzie lepsze niż 28 różnych legislacji, które poszatkują jednolity rynek.
Jeden z głównych problemów, jaki KE chce rozwiązać, wiąże się w tym, że wirtualna działalność firm generuje zyski w związku z rozproszoną po całym świecie klientelą. Nowe przepisy mają pomóc odpowiedzieć np. na pytanie, gdzie opodatkować zysk szwajcarskiej witryny znanej wyszukiwarki internetowej, którego używa mieszkający w Belgii Szwajcar, aby kupić coś w sklepie we Francji?
Komisja chce w swoich dyrektywach na nowo zdefiniować stałe przedstawicielstwo firmy (permanent establishment) tak, żeby przystosować ją do nowych realiów gospodarki cyfrowej.
Według Reutersa wielkie firmy, których znacząca część zysku jest wypracowywana w internecie, mogłyby zapłacić 3 proc. od swojego obrotu. Źródła w Komisji, z którymi rozmawiała PAP, wskazują, że raczej będzie to forma podatku pośredniego (jak np. podatek stosowany od gier losowych czy zwykły VAT) w wysokości 1,5 proc. Byłby on stosowany na poziomie krajowym i to urzędy poszczególnych państw członkowskich miałyby go egzekwować.
Szczegóły propozycji wciąż mogą się zmienić, bo cały czas jest ona dyskutowana. KE planuje jednak, że nowym podatkiem objęte będą przedsiębiorstwa, które mają globalne dochody wynoszące około 750 mln euro.
Podatek mogą zapłacić firmy, które np. czerpią zyski z reklam w sieci czy handlują danymi swoich użytkowników (które zresztą ci użytkownicy sami im dostarczają). Przykładem może być wyrażenie zainteresowania niebieskim krzesłem, np. przez kliknięcie "lubię to" czy wyszukiwanie w internecie informacji na ten temat. W ten sposób generujemy informację na temat swojego gustu czy zainteresowań. Właściciel witryny, na której to zrobiliśmy, sprzedaje tę informację i w ten sposób na zupełnie innej stronie, którą odwiedzamy, pojawiają się reklamy niebieskich krzeseł.
Urzędnicy w Brukseli zapewniają, że nowe rozwiązania nie będą powodowały obciążeń dla firm czy administracji krajów członkowskich, bo wielkie korporacje już teraz doskonale wiedzą, gdzie i z jakiego rodzaju aktywności generują jakie zyski.
KE chce, by przygotowanym przez nią rozwiązaniem zajęli się unijni przywódcy na przyszłotygodniowym szczycie. Nie będzie to jednak szczegółowa analiza, lecz jedynie ocena kierunku działania.