Po męsku Piotr Żyła przyjął porażkę w wewnętrznej walce w polskiej kadrze o miejsce w składzie na rywalizację na dużym obiekcie podczas igrzysk w Pjongczangu. "Taki jest sport i trzeba się z tym pogodzić" - powiedział skoczek narciarski.
Zasady były proste. Kto będzie skakał najsłabiej w środowych i czwartkowych treningach, ten zawody obejrzy w roli kibica. Najpierw Żyła zajmował 32., 22. i 36. lokatę, a następnie 32., 29. i 26. Rezultaty Macieja Kota, z którym tak naprawdę walczył o miejsce, to dziewiąta, 20. i 12. pozycja oraz 26., 14. i 11.
"Na pewno jest mi trochę smutno i żal, ale taki jest sport i trzeba się z tym pogodzić. Nie mam pretensji do nikogo, nawet do siebie. Robiłem swoje, a prawda jest taka, że problemy pojawiły się już gdzieś wcześniej w sezonie. Było za dużo kombinowania, a jak jeszcze dojdzie stres, to trudno z tego wyjść" - przyznał Żyła.
Słabsze rezultaty notował od Turnieju Czterech Skoczni, jednak tuż przed igrzyskami pojawiła się nadzieja, że wróci do dobrego skakania. W zawodach Pucharu świata w Willingen zajął bowiem 13. i trzecie miejsce.
"Nie wiem co się stało. Tam mi się świetnie jeździło, pozycja najazdowa była aktywna i mogłem z niej zrobić wszystko. Tutaj, jak dojeżdżałem do progu, to albo mnie ciągnęło do przodu, albo do tytułu. Nie potrafiłem złapać balansu. Do końca próbowałem, ale się nie udało" - podkreślił.
Kwalifikacje do sobotniego konkursu indywidualnego zaplanowane są na piątek. We wtorek odbędzie się jeszcze konkurs drużynowy, ale Żyła nie wierzy, że w jego sytuacji może się coś zmienić.
"Myślę, że chłopaki nawet nie będą skakać w poniedziałkowym treningu. Po co mają się męczyć, skoro spisują się dobrze. Siły mają mieć w walce o ten najważniejszy medal. Na pewno będę im kibicował" - zapowiedział.