Ówczesny wiceszef Biura Gospodarki Nieruchomościami Jakub R. przekazał pracownikom BGN informację, że ma być wydawanych 300 decyzji ws. reprywatyzacji rocznie - zeznała Justyna Wójcik, która zaczęła pracę w BGN w 2008 r. i która była głównym referentem sprawy kamienicy przy Skaryszewskiej 11.
Komisja weryfikacyjna bada na wtorkowej rozprawie sprawę zreprywatyzowanej w 2015 r. nieruchomości przy ul. Skaryszewskiej 11 na warszawskiej Pradze.
Justyna Wójcik zeznała, że w Biurze Gospodarki Nieruchomościami było polecenie, aby wydawać dwie decyzje reprywatyzacyjne miesięcznie. Maila w tej sprawie wysłała do pracowników Gertruda J.-F. (była naczelnik Wydziału Spraw Dekretowych i Związków Wyznaniowych Biura Gospodarki Nieruchomościami urzędu m.st. Warszawy, podejrzana obecnie w jednej ze spraw reprywatyzacyjnych - PAP).
Urzędniczka została poproszona przez członka komisji Sebastiana Kaletę o doprecyzowanie tej sprawy i potwierdzenie informacji, że urzędnicy mieli obowiązek wydawania 300 decyzji rocznie. "Jak przyszłam do pracy w roku 2008 do BGN-u, to rzeczywiście informację przekazał nam pan Jakub R. (były wicedyrektor BGN, który usłyszał zarzuty o charakterze korupcyjnym ws. reprywatyzacyjnych - PAP), że ma być 300 decyzji rocznie i brane pod uwagę były decyzje zwrotowe - znaczy się - kto najwięcej ich wydał" - powiedziała.
Jak dodała, nie wie jak nagradzani byli pracownicy wydający 300 decyzji rocznie, bo ona nie znajdowała się w tym gronie. "Wtedy mieliśmy system premiowania, więc być może były to premie, ale nie mam takiej wiedzy" - mówiła.
Urzędniczka potwierdziła, że wśród pracowników dominowała opinia, że polecenie służbowe Jakuba R. o konieczności wydawania 300 decyzji rocznie wynikało z ustaleń z kierownictwem ratusza. "Mieliśmy informację od naszych przełożonych, że to jest na polecenie pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz" - dodała.
Wójcik zauważyła, że w systemie motywacyjnym liczyły się tylko wydane decyzje zwrotowe. "Mówione było, że w systemie liczą się tylko decyzje zwrotowe. Jeżeli było liczone, kto ile wydał decyzji, to nie liczone były decyzje odmowne. Zawsze były brane pod uwagę tylko decyzje zwrotowe" - zaznaczyła.
Pytana, czy ten system powodował, że pracownicy nie zwracali uwagi na pewne szczegóły, aby wydać decyzję zwrotową, powiedziała, że "wszyscy bardziej skupiali się na tym, żeby wydawać decyzje zwrotowe, a nie odmowne".
Dodała, że "za czasów pana Jerzego M. (były wicedyrektor BGN, podejrzany w sprawach reprywatyzacyjnych - PAP) pojawiły się informacje, że mają być dwie decyzje miesięcznie".
Zapytana, ile osób wówczas w BGN zajmowało się sprawami wydawania decyzji odpowiedziała, że było to ok. 8 do 10 osób.
Dopytywana jak wyglądało rozliczenie wydania dwóch decyzji miesięcznie Wójcik odpowiedziała, że "jeżeli ktoś nie przygotował projektu, to dostawaliśmy maile od naszej pani naczelnik, że następujące osoby mają limit zero albo jedną decyzję". Jak zaznaczyła, "ci co mieli dwie decyzje nie wymieniani byli w mailach".
Podkreśliła, że nie zawsze wydawała dwie decyzje zwrotowe miesięcznie. Zaznaczyła, że jeżeli nie było przesłanek do wydania pozytywnej decyzji, a były przesłanki do wydania decyzji odmownej, to wydawała decyzję odmowną zgodnie z tym, co przedstawiał materiał.
"Jeżeli miałam podstawę, do tego żeby wydać odmowę, to ją po prostu wydawałam" - podkreśliła świadek.
Wójcik powiedziała, że było zebranie podczas, którego Jakub R. gratulował kilku osobom, które przygotowały najwięcej decyzji, pod uwagę nie były brane decyzje odmowne.