Kończy się wizyta Franciszka w Chile. Papież pojechał do kraju, gdzie napięcia i różnice społeczne są duże, choć może z perspektywy Polski mało dostrzegalne.
18.01.2018 12:37 GOSC.PL
Uzewnętrzniły się one mocno w czasie pielgrzymki, zwłaszcza w kontekście roszczeń o ziemię i o sprawiedliwość społeczną, jakiej domagają się Indianie Mapucze. Spotkanie z nimi, w mieście Temuco, w południowym rejonie Araukania, było jednym z najważniejszych punktów wizyty w Chile. "W myśl programu, aby iść na krańce, na peryferie. Tylko chyba do końca nie przypuszczał, że to będzie takie burzliwe, kiedy zaczęły się te przepychanki z policją, blokady, palenie kościołów..." – zauważa o. Tomasz Szyszka SVD, misjolog.
Akty przemocy (spalone kościoły, szkoła, gospodarstwo rolne, dwa śmigłowce), których dopuszczała się na południu radykalna grupa zamaskowanych Mapucze ("a cierpią wskutek tego jedynie ludzie" – zwraca uwagę misjonarka s. Brygida Koeppen FMM) nie zakłóciły jednak przebiegu pielgrzymki. Podobnie jak na jej przebieg nie wpłynęły demonstracje w Santiago, w sąsiedztwie Parque O’Higgins, gdzie na Mszy św. zebrało się ponad 400 tys. osób. "Na wszystkie spotkania obowiązywały wejściówki, rejestracje z imieniem, nazwiskiem, numerem dowodu. Organizacyjnie był wielki porządek, ochrona. I wiele modlitwy, bo naprawdę nie jest łatwa ta wizyta" – dodaje s. Brygida.
Franciszek mówił do wszystkich, nie tylko do katolików. Zwracając uwagę, że przemoc zawsze prowokuje przemoc, wzywał do bycia narzędziami pokoju i sprawiedliwości. Wskazywał na kulturę dialogu i spotkania – jedynych odpowiednich dróg zażegnywania konfliktów. Prosił o przebaczenie za skandal przepadków pedofilii wśród ludzi Kościoła. "On daje nam wiele kluczy. A w centrum jest Jezus. On ma rozwiązanie. W Nim trzeba położyć nadzieję" – dodaje misjonarka.
Wobec zapalnej sytuacji dotyczącej roszczeń o ziemię przez Indian Mapucze, o. Szyszka dostrzega analogię do tego, co działo 30 lat temu, kiedy Jan Paweł II był w Temuco. "Miał bardzo mocne przesłanie do świata Indian, ale też mocne przesłanie do świata polityki. Zwracał uwagę, że tego nie można rozwiązać jednostronnie, ze trzeba zasiąść do wspólnego stołu".
W Chile Franciszek mówił w sposób prosty, ale i dosadny. Drogą jest dialog, konieczność przebaczenia i wzajemna pomoc. Nawiązał też piękny kontakt z młodzieżą. Mówił do nich i widział, że jest słyszany.
Co pozostanie w Chile po pielgrzymce? Czy przyniesie kolejny tzw. efekt Franciszka, a przesłanie pokoju wyda owoc wobec choćby pełnej napięcia sytuacji w rejonie Araukania?
"Byłbym ostrożny. Papież zostawia bardzo mocne impulsy, tak jak to było w przypadku Jana Pawła II. Daje ludziom do myślenia. Tylko zależy od tego, czy go wysłuchają i przyklasną, czy zrobią coś więcej. W kwestii Mapucze wydawało się, że po wizycie Jana Pawła II ta kwestia zostanie mocno poruszona. Tam się coś działo przez pewien okres, a potem znowu zaniedbano i z tego się zrobił taki marazm, czego byliśmy świadkami obecnie – palenie kościołów. A problem jest tak poważny, że naprawdę trzeba wielkiej woli, wielkiej determinacji z obu stron, aby go rozwiązać. I na ile to będzie efekt Franciszka? Bardzo bym chciał, ale znając tamtejsze realia nie spodziewałbym się za wiele" – podsumowuje o. Szyszka
Zapewne można się spodziewać owoców na płaszczyźnie duszpasterskiej, gdzie pewne grupy czy osoby dostały przysłowiowy wiatr w żagle. Wyzwaniem pozostaną konflikty społeczno-polityczne, mocno kontrastujące z przesłaniem Franciszka, odwołującego się w Chile również do mądrości przodków Mapucze – "Küme Mongen", to znaczy – powołani do dobrego życia.
Krzysztof Błażyca