Dajmy sobie w Kościele spokój z medalami, orderami i innymi „akademiami ku czci”. Czekającym na „niewiędnący wieniec chwały” nie wypada tracić czasu na marne zamienniki.
16.01.2018 11:40 GOSC.PL
Historia z nieszczęsnym wyróżnieniem Orderem Papieskim św. Grzegorza Wielkiego radykalnej proaborcyjnej działaczki Lilliane Ploumen powinna dać nam do myślenia. Nie, nie tylko tyle, że „ktoś w Watykanie zawalił” (choć najwyraźniej tak było), że hurtowo, bez weryfikacji, rozdaje się odznaczenia, które na wpatrzonych w krzyż Chrystusa robią może niespecjalne wrażenie, ale na które ewidentnie istnieje popyt nie tylko w samym Kościele, ale również w środowiskach mu wrogich, które chętnie pochwalą się świecidełkiem jako rzekomym dowodem poparcia papieża dla ich działalności.
To jednak interesuje mnie w tym miejscu najmniej – sama procedura „przyznania” tego konkretnego Orderu św. Grzegorza Wielkiego (wg rzecznika Watykanu wynikało to „z obyczaju dyplomatycznego wymiany odznaczeń między delegacjami z okazji oficjalnych wizyt głów państw lub rządów”) sugeruje, że sama jego ranga nie należy do najwyższych. Interesuje mnie to, czy jesteśmy w stanie w Kościele w ogóle zrezygnować z takich zabawek – nie tylko po to, by uniknąć podobnych sytuacji, gdy odznaczenie papieskie może być instrumentalnie wykorzystane do autopromocji przez osoby, które – najdelikatniej mówiąc – rozmijają się z nauczaniem Kościoła. Czy jesteśmy w stanie zrezygnować z nadawania odznaczeń również dla osób rzeczywiście zasłużonych dla Kościoła (choć i tutaj słowo „zasługa” jest przecież wyłącznie po ludzku rozumiane). W tym drugim bowiem przypadku owi „zasłużeni” najczęściej sami mają świadomość, że to nie żaden przyznany medal czy order, choćby najzacniejszy, nadaje im prawdziwą godność, tylko krew Baranka, który obiecał im „niewiędnący wieniec chwały” (każdemu, również pani Ploumen, jeśli tylko zechce).
Skoro więc papież na progu swojego pontyfikatu zdecydował, że kończymy z nadawaniem tytułów infułatów i prałatów, to może należy wykonać kolejny krok i zrezygnować również z blaszanych, miedzianych czy jakich tam jeszcze nie mają kościelnych orderów? Kiedy Joseph Ratzinger w 1969 roku prorokował, że „Kościół czeka poważny kryzys, który drastycznie ograniczy liczbę wiernych i jego wpływy. Odrodzony będzie niewielką, ale bardziej uduchowioną wspólnotą” oraz że „będzie ubogi i stanie się Kościołem najbiedniejszych” i że niejako będzie musiał zaczynać od początku, to być może widział również Kościół, który nie będzie przyznawał nikomu żadnych medali, orderów. Nawet nie dlatego, że nie będzie chciał, ale że dla nikogo nie będzie to żadnym zaszczytem. Dziś nawet niechętni Kościołowi politycy lubią się pochwalić „blaszką z Watykanu”. Szkoda czasu na takie zabawki, gdy mamy obiecany „niewiędnący wieniec chwały”. Warto robić wszystko, żeby ludziom, także tym najbardziej oddalonym, chciało się być z Kościołem i w Kościele ze względu na ten właśnie wieniec, a nie żadne tanie zamienniki.
Jacek Dziedzina