George Friedman jest bardzo popularny w naszym kraju. Głównie dlatego, że przepowiada naszemu krajowi świetlaną przyszłość. Zamiast więc stukać się w głowę, może warto dążyć do przepowiadanej nam potęgi.
Pewne zaległości w przechodzeniu z komunizmu do demokracji zaczęto nadrabiać dopiero po 2015 r. Właściwa polityka historyczna, dbanie o polski kapitał, walka z mafiami podatkowymi, bardziej świadoma polityka zagraniczna, państwo zainteresowane zwykłym człowiekiem. Te sprawy stały się ważne dla rządzących dopiero prawie 30 lat po przewrocie w 1989 r. Duża w tym pewnie wina decyzji, żeby totalitarnego i podległego obcemu mocarstwu środowiska politycznego rządzącego Polską po 1944 r. nie odsuwać całkowicie od wpływów na losy III RP. A stało się tak być może dlatego, że polskie społeczeństwo nie wyobrażało sobie Polski bez PZPR. Społeczeństwu okresu PRL wmówiono, że położenie geopolityczne naszego kraju jest niezmienne i władza komunistów będzie trwała wieki.
Dzisiaj z podobną „propagandą” mamy do czynienia też dzisiaj. Nie ma już co prawda środowisk totalitarnych, ale wciąż wmawia się Polakom, że podporządkowanie się interesom wielkich potęg europejskich, zwłaszcza Niemiec, jest dla Polski jedynym dobrym rozwiązaniem. Wmawia się, że powinniśmy potulnie słuchać się Brukseli i dostosowywać swoje prawo już nawet nie do bardzo rozmytych traktatów, ale i do oczekiwań jednego i drugiego komisarza. A analizy takie jak ta Georga Friedmana nazywa się przynajmniej mrzonkami, a poważne do nich podejście - megalomanią środowisk prawicowych. Każe się nam zapomnieć o jakichkolwiek planach mocarstwowych i stara się je okrutnie wyśmiać.
Ale opinie autora książki „Następne 100 lat” są przecież oparte na solidnej analizie geopolitycznej. Upadek bloku sowieckiego nie był żadnym cudem. Można było go przewidzieć po prostu analizując dostępne dane. A właśnie George Friedman wziął pod analizę dostępne mu dane i wyszło mu, że Polska będzie potęgą. Może więc zamiast wyśmiewać amerykańskiego uczonego, warto poważniej wgłębić się w jego przewidywania. Przyjrzeć się, jakie warunki miałyby sprzyjać wzrostowi naszej pozycji i prowadzić taką politykę, żeby te przewidywanie okazało się prawdą.
George Friedman pisze w swoich książkach i analizach o przemianach w światowej polityce, które mają już miejsce. Rosja nie jest w stanie odbudować swojej pozycji z czasów ZSRR. Europę zachodnią trapią kolejne kryzysy i nie jest ona już w stanie stanowić przeciwwagi nie tylko dla USA, ale także dla Chin czy innych rosnących potęg azjatyckich. Przez lata nasza część Europy była zamknięty w kleszczach między Rosją a Niemcami. Teraz, kiedy te potęgi wyraźnie słabną, pojawia się dla nas szansa geopolityczna. Szansa większa niż w 1989 r. I tą naszą szansę dostrzegł szef prywatnej agencji wywiadowczej Stratfor, dokładnie ją opisując.
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że właśnie tworzy się nowy, światowy układ sił. Stare potęgi słabną, rodzą się nowe. Może w tym układzie nie tylko Polska, ale i cały region Europy środkowo-wschodniej zająłby w końcu miejsce podmiotu, a nie przedmiotu światowej polityki. W tym celu nie tylko Polacy, ale i Czesi, Ukraińcy, Rumuni, Węgrzy czy Serbowie musieliby zapomnieć o polityce czekania na zmiłowanie ze strony Rosji czy Niemiec. Mamy dobre perspektywy rozwoju gospodarczego, więc może postarajmy się stworzyć światowe mocarstwo pod postacią „Bloku Polskiego” (określenie Friedmana), Międzymorza czy jak będziemy chcieli je nazwać.