Pomysł nałożenia na Polskę sankcji to jeden z frontów wojny znacznie poważniejszej niż starcie unijnej biurokracji z polskim rządem. W tym sporze chodzi o przyszłość Unii Europejskiej.
Wszczęcie przez Komisję Europejską procedury kontroli praworządności w Polsce nie ma wiele wspólnego z reformą wymiaru sprawiedliwości. Punktem zapalnym w relacjach naszego kraju z Brukselą jest oczywiście opór Polski wobec przyjmowania imigrantów z południa globu, a szerszym polem konfliktu jest kształt Unii Europejskiej w ogóle.
Od dłuższego czasu (niektórzy twierdzą, że od chwili wejścia w życie Jednolitego Aktu Europejskiego w 1987 r.) duża część unijnych urzędników i polityków stara się przekształcić UE w superpaństwo. Wielu z nich unika pojęcia „federacja” (choć nie wszyscy), ale faktycznie do niej prą. Rozrośnięta niebotycznie brukselska biurokracja nie ma większych szans na to, by faktycznie zacząć wypełniać funkcje rządów. Jest raczej czymś, co państwa i ich kultury może niszczyć.
Jednak federaliści dotychczas w zasadzie nie natrafiali na większy opór. Sceptyczna wobec zacieśniania integracji Wielka Brytania sama postanowiła opuścić UE. Opór osamotnionych Węgier można było pominąć. Sprzeciw Polski starającej się z cichym wsparciem USA budować szerszą koalicję w środkowej Europie to już kwestia, której zwolennicy federacji nie są w stanie obejść. Stąd naciskają na nasz kraj, licząc najwyraźniej na to, że Warszawa się złamie, albo być może sama za jakiś czas stwierdzi, że z przynależności do Unii więcej jest szkód niż pożytków i pójdzie za przykładem Wielkiej Brytanii.
Starcie Komisji Europejskiej z polskim rządem może się zakończyć remisem. Mogłoby być na przykład tak: polskiej dyplomacji udaje się zmontować koalicję blokującą procedurę kontroli praworządności, KE przegrywa głosowanie, albo sama wcześniej się wycofuje, stwierdzając, że sytuacja demokracji w Polsce poprawiła się.
To jednak tylko jeden z wielu możliwych scenariuszy, i to jeden z bardziej optymistycznych. Jeśli do remisu nie dojdzie, to od wyniku starcia będzie zależał nie tylko los dopłat czy polskiego głosu na forum UE, ale i tego, czy federacja ostatecznie wygra z państwami narodowymi.