Uczniowie zmierzający do szkoły, którzy robią znak krzyża, przechodząc obok kościoła. Monter w drodze do pracy modlący się pod figurą Matki Bożej. Pasażer w autobusie z różańcem w dłoni. Częsty obraz na ukraińskiej czy rumuńskiej Bukowinie. W Polsce coraz rzadszy. W minionym roku ani razu nie widziałam, by ktoś modlił się w stołecznym metrze.
Wydaje się, że modlitwę zepchnęliśmy do określonego miejsca – kościoła – i do określonego czasu – nabożeństwa. Coraz rzadziej przebywamy z Bogiem, coraz bardziej dajemy się pochłonąć codziennej bieganinie. Pięknie ujął to ks. Jan Twardowski, który napisał, że modlitwa jest „uchwyceniem Boga za rękę, nawet bez słów. Jego ręka stale się ku nam wyciąga i chce nam przyjść z pomocą. Jak często nie chcemy jej zobaczyć, bo widzimy tylko swoją łapę”. W swoich wędrówkach miałam szczęście przebywać z ludźmi, dla których modlitwa jest jak chleb powszedni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Grażyna Myślińska