Ludzie wierzący łączą życzenia z Bożymi łaskami. I życzenia stają się modlitwą.
Bożonarodzeniowo-noworoczny czas obfituje w składanie sobie życzeń. Ludzie wierzący łączą życzenia z Bożymi łaskami. Życzenia stają się w tym kontekście modlitwą. Chcemy, by życzenia się spełniały, by Bóg wysłuchiwał naszych modlitw. Ale te pragnienia nie powinny być bezwarunkowe. Zawsze trzeba dodawać: „O ile Ty, Boże, tego chcesz”. W „Dzienniczku” siostry Faustyny znajdujemy takie oto słowa Jezusa: „Jeżeli udaremnią wszystkie łaski Moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im, czego pragną” (nr 1728). A zatem spełnienie naszych życzeń może być paradoksalnie Bożą karą. Zdarza się bowiem, że nie wiemy, co rzeczywiście dla nas i dla naszych bliskich jest dobre. Pragniemy rzeczy, które tak naprawdę są złe. „Nie wiecie, o co prosicie” (Mt 20,22) – mówi Jezus do matki synów Zebedeusza, która prosiła dla nich o zaszczyty. Dlatego w sumie dobrze jest składać sobie życzenia ogólne, tj. pomyślności, wszelakiego dobra, Bożych łask. Nie znaczy to jednak, iż nie powinniśmy formułować życzeń-modlitw bardziej konkretnych. Tyle że w takich sytuacjach powinniśmy pozostawać otwarci na to, że Bóg wysłucha nas na swój sposób, pozornie daleki od naszych pragnień. 20 grudnia dzieliłem się opłatkiem z wykładowcami Wydziału Teologii Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Wśród nich był także mój współbrat zakonny Jacek Oniszczuk, profesor Nowego Testamentu. 22 grudnia ojciec Jacek pojechał odpocząć w górach Gran Sasso, ok. 100 km od Rzymu. Zginął, przywalony lawiną. Czy życzenia radosnych świąt, które składano mu dwa dni wcześniej, zupełnie się nie spełniły? Czy Bóg ich nie słyszał? A może nie tylko słyszał, ale „na swój sposób” wysłuchał, i w rezultacie Jacek Oniszczuk twarzą w twarz spotkał Tego, który narodził się 2 tysiące lat temu w Betlejem. Doświadczył pokoju i radości, których my tutaj nie potrafimy nawet przeczuć. Kiedy życzymy sobie „wszystkiego najlepszego”, to jest oczywiste, że nie życzymy sobie śmierci, ale z drugiej strony musimy pamiętać, że owo „najlepsze” czeka nas po drugiej stronie... Na chwilę przed śmiercią, podziwiając piękno gór, ojciec Jacek powiedział do towarzysza wyprawy: „Patrz, jak pięknie, prawie jak w raju”. Wierzę, że teraz w przypadku Jacka zniknęło już „prawie” i jest piękno w całej swej Boskiej okazałości. Te święta nie były dla mnie radosne, ale tym bardziej wskazywały na Radość nieprzemijającą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Dariusz Kowalczyk SJ