Kiedy koledzy zamieniają się w klub oszczerców, najlepszym wyjściem może okazać się… zmiana kolegów.
Co ma zrobić Polska w sytuacji, gdy „caaała Europa” już wie, jak niedemokratycznym i nie rozumiejącym standardów europejskich jest krajem? Może na przykład jeszcze próbować przekonać kolegów, że to nie do końca tak, że trochę kolegów poniosło w ocenach, a w ogóle to za bardzo ulegli opinii innych kolegów i że się tak nawzajem nakręcali, że sami zaczęli w swoją narrację wierzyć. Można też – co chyba właśnie Polska robi – uznać, że koledzy błądzą, a ostatecznie to my mamy rację i racja sama się obroni, a i paru innych, bardziej solidarnych, kolegów stoi po naszej stronie i gdy przyjdzie co do czego – np. do głosowania ws. uprawnień w klubie – to krzywdy nie dadzą zrobić. Może za tym stać wiara, że w dalszej perspektywie to my będziemy wytyczać standardy kolegom, tylko aktualne koleżeństwo musi się trochę wykruszyć. Problem w tym, że gdyby przełożyć to na rzeczywiste relacje koleżeńskie – nie instytucjonalne, tylko realne, z życia – to ani pierwszy, ani drugi mechanizm nie ma sensu. Nawet nie o to chodzi, że nie działa, tylko że jest zupełnie bezcelowy. Bo w koleżeństwie realnym (o przyjaźni nie mówiąc) dziwacznie wygląda zarówno oszczerstwo lub też „mijanie się z prawdą” oraz wynikające z tego procedury nacisku na kolegów, jak i – z drugiej strony – próba radzenia sobie z tym poprzez „udobruchanie” kolegów lub też „przeczekanie” ofensywy.
W koleżeństwie realnym, gdy koledzy okazują się oszczercami i szkodnikami, zwyczajnie zmienia się kolegów. Nawet nie ze złości czy chęci odwetu, tylko z naturalnego poczucia własnej godności. Proste. Pytanie jednak, czy jest to równie proste na poziomie instytucji i struktur, które tworzymy. Odpowiedź spontaniczna brzmi: nie. Gdyby tak było, to by oznaczało, że wszelkie ludzkie przedsięwzięcia należy rozwiązywać w sytuacji, gdy dochodzi do konfrontacji, konfliktu interesów, a nawet pomówień. Dlatego chociaż koledzy z Unii robią naprawdę dużo, by w społeczeństwach europejskich, w tym w polskim, rosło pragnienie zmiany towarzystwa (pragnienie zrozumiałe), należy robić wszystko, by to nie do kolegów należało ostatnie słowo. I by zacząć nazywać unijne relacje takimi, jakimi rzeczywiście są: grą interesów, które najczęściej się wykluczają, ale przy odrobinie dobrej woli mają szansę się spotkać. Jeśli obowiązująca unijna nowomowa – jesteśmy kolegami, przyjaciółmi, wspólnotą (na warunkach Brukseli) – wygra, to nie zdziwmy się, jeśli w sondażach za rok czy dwa większość polskiego społeczeństwa rzeczywiście będzie chciała zmienić „kolegów”.
Jacek Dziedzina Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.