Nowy numer 13/2024 Archiwum

Koleżeństwo do wymiany

Kiedy koledzy zamieniają się w klub oszczerców, najlepszym wyjściem może okazać się… zmiana kolegów.

Co ma zrobić Polska w sytuacji, gdy „caaała Europa” już wie, jak niedemokratycznym i nie rozumiejącym standardów europejskich jest krajem? Może na przykład jeszcze próbować przekonać kolegów, że to nie do końca tak, że trochę kolegów poniosło w ocenach, a w ogóle to za bardzo ulegli opinii innych kolegów i że się tak nawzajem nakręcali, że sami zaczęli w swoją narrację wierzyć. Można też – co chyba właśnie Polska robi – uznać, że koledzy błądzą, a ostatecznie to my mamy rację i racja sama się obroni, a i paru innych, bardziej solidarnych, kolegów stoi po naszej stronie i gdy przyjdzie co do czego – np. do głosowania ws. uprawnień w klubie – to krzywdy nie dadzą zrobić. Może za tym stać wiara, że w dalszej perspektywie to my będziemy wytyczać standardy kolegom, tylko aktualne koleżeństwo musi się trochę wykruszyć. Problem w tym, że gdyby przełożyć to na rzeczywiste relacje koleżeńskie – nie instytucjonalne, tylko realne, z życia – to ani pierwszy, ani drugi mechanizm nie ma sensu. Nawet nie o to chodzi, że nie działa, tylko że jest zupełnie bezcelowy. Bo w koleżeństwie realnym (o przyjaźni nie mówiąc) dziwacznie wygląda zarówno oszczerstwo lub też „mijanie się z prawdą” oraz wynikające z tego procedury nacisku na kolegów, jak i – z drugiej strony – próba radzenia sobie z tym poprzez „udobruchanie” kolegów lub też „przeczekanie” ofensywy.

W koleżeństwie realnym, gdy koledzy okazują się oszczercami i szkodnikami, zwyczajnie zmienia się kolegów. Nawet nie ze złości czy chęci odwetu, tylko z naturalnego poczucia własnej godności. Proste. Pytanie jednak, czy jest to równie proste na poziomie instytucji i struktur, które tworzymy. Odpowiedź spontaniczna brzmi: nie. Gdyby tak było, to by oznaczało, że wszelkie ludzkie przedsięwzięcia należy rozwiązywać w sytuacji, gdy dochodzi do konfrontacji, konfliktu interesów, a nawet pomówień. Dlatego chociaż koledzy z Unii robią naprawdę dużo, by w społeczeństwach europejskich, w tym w polskim, rosło pragnienie zmiany towarzystwa (pragnienie zrozumiałe), należy robić wszystko, by to nie do kolegów należało ostatnie słowo. I by zacząć nazywać unijne relacje takimi, jakimi rzeczywiście są: grą interesów, które najczęściej się wykluczają, ale przy odrobinie dobrej woli mają szansę się spotkać. Jeśli obowiązująca unijna nowomowa – jesteśmy kolegami, przyjaciółmi, wspólnotą (na warunkach Brukseli) – wygra, to nie zdziwmy się, jeśli w sondażach za rok czy dwa większość polskiego społeczeństwa rzeczywiście będzie chciała zmienić „kolegów”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny