Pamiętam, jak niektórzy studenci reagowali na perspektywę zbliżających się świąt Bożego Narodzenia.
Wyjazd do domu na Wigilię wcale nie kojarzył im się z czymś radosnym. Raczej odczuwali lęk przed spotkaniem z ojcem alkoholikiem, koniecznością zmierzenia się z kolejnym partnerem mamy, nowym przybranym „rodzeństwem”, awanturą, biedą, samotnością. W wigilijny wieczór potęguje się nieznośność kruchego ludzkiego losu. Rany się otwierają. We Włoszech w ten wieczór od lat bary zapraszają na tzw. msze alkoholowe. Ma to być żałosna karykatura Pasterki i „alternatywa” dla niej. Nietrudno zrozumieć ów opór i bunt podejmowany wbrew wszystkiemu, ku czemu lgnie ludzkie serce. Na jego dnie tli się lęk przed świętami bez miłości, błyskotką bez nadziei, obietnicą bez pokrycia, Bożym Narodzeniem bez Boga. Ileż hałaśliwych reklam oszukuje nas bożonarodzeniową zapowiedzią przybycia pękatego Santa Klausa i reniferów zamiast Mesjasza? Czy zdrowe, spokojne, smaczne, domowe, świąteczne leniuchowanie zdoła nas pokrzepić na duchu? Czy cieplutki komfort pod szyldem Gwiazdorka odpowie na głód sensu i egzystencjalne pytania?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Robert Skrzypczak