Hollywood ma za co przepraszać. Nie tylko za molestowanie i gwałty, ale również za filmy.
Mark Wahlberg jest katolikiem. I najlepiej opłacaną gwiazdą 2017 roku. Wahlberg od lat deklaruje, że wiara jest w jego życiu najważniejsza. W młodości trafił na ulicę, kradł, handlował narkotykami. Siedział w więzieniu za pobicia. Po wyjściu z więzienia, a duża w tym zasługa jego proboszcza, zmienił swoje życie.
– Moja wiara jest źródłem wszystkiego, co robię w życiu – mówił w jednym z wywiadów. – W codziennych modlitwach proszę o wsparcie, o siłę mojego powołania jako męża i ojca. Mam wyrzuty sumienia za wszystkie błędy, jakie popełniałem w życiu. Gdybym mógł wrócić do przeszłości i zmienić wiele z tych rzeczy, które zrobiłem, nie wahałbym się.
Czego więc żałuje i za co przeprasza w chwili, kiedy hollywoodzkie gwiazdy budzą się rano i z niepokojem biorą do ręki najnowsze wydania gazet czy oglądają telewizyjne wiadomości, bojąc się ujawnienia kolejnego skandalu? Przeprasza za filmy, w których zagrał, a nie powinien. Na szczycie tej listy, i chyba słusznie, znalazło się „Boogie Nights”, w którym zagrał gwiazdę porno. Jak na razie taka autorefleksja obca jest jego koleżankom i kolegom z filmowego biznesu, gdzie demoralizacja stała się wyznacznikiem obyczajowego postępu.
Edward Kabiesz Dziennikarz działu „Kultura”, w latach 1991–2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk.