O łzach u św. Ignacego Loyoli, kazaniach głoszonych po rosyjsku i syberyjskiej rzeczywistości nie do pojęcia opowiada o. Wojciech Ziółek SJ.
Arcybiskup Kondrusiewicz przywołał dziś na konferencji w Rzymie hasło, które w tym roku powtarzaliśmy jak w mantrze: „Na końcu Rosja się nawróci”. Co to znaczy?
Często o tym myślę. A myślę tak jak Matka Teresa o Kościele: „Rosja się nawróci, jak my się nawrócimy”. Na pewno nie będzie tak, że Rosja stanie się katolicka. Myślę, że wszystko, co mogłoby pomóc w refleksji nad sobą, już będzie krokiem ku nawróceniu. Bo łaska buduje na naturze, a tu natura jest głęboko zraniona. 70 lat komunizmu było nie tylko jednym wielkim praniem mózgu, ale było przede wszystkim 70-letnim wyrywaniem serca. To nawrócenie, jeśli przyjdzie, będzie związane z odzyskaniem wrażliwości serca. Paradoksalnie to głębokie zranienie może w tym pomóc. Coś, o tym wiem.
Często słyszy Ojciec od prawosławnych, że jest heretykiem?
Często słyszą to moi parafianie. Mnie nie mówią tego wprost, ale czytam między wierszami. Częsty obrazek: prawosławni zamawiają u nas Mszę, „bo matka była katoliczką”. Zapisawszy intencję, mówię: „To zapraszamy w czwartek wieczorem”. „A to koniecznie trzeba przyjść?”. Mówię, że nie, ale skoro będziemy się modlić za mamę… Prawie nigdy nie przychodzą, bo albo batiuszka im zakazał modlitwy z heretykami, albo się boją, że będąc u nas, doświadczą czegoś złego. Nic tak nie zbliża jak serce okazane komuś w biedzie i nic tak nie dzieli jak bezduszna wyniosłość posypana religijnym pudrem. Nasi parafianie często słyszą w pracy: „A dlaczego ty jesteś katoliczką, a nie chrześcijanką? Ty jesteś Ruska i powinnaś być chrześcijanką, a nie jakąś katoliczką”.
Samotność kapłana na Syberii doskwiera bardziej niż nad Wisłą?
Łatwo nie jest. Mnie, poza otrzymanym zbawieniem, ratują jeszcze przyjaciele i bliscy. Myślę, że poza Panem Bogiem, Kościołem i Towarzystwem Jezusowym mogę się pochwalić trwałymi, głębokimi relacjami.
Kiedy miał Ojciec pierwszy raz pokusę, by spakować manatki i zwiać? Na przykład do Krakowa, gdzie jezuici nie narzekają na brak „owieczek” szukających kierownictwa…
Jak dotąd ani razu. Naprawdę. Czuję jednak mocno, że nie pokochałem jeszcze tego kraju. Ludzi kocham, jak umiem najlepiej, ale kraj… O ile we Włoszech czułem się jak w domu…
Łatwiej kocha się Sienę niż blokowiska Nowosybirska.
We Włoszech nawet brudne uliczki i kiczowate bary mnie rozrzewniały. We Włoszech chciałem mówić jak Włosi, jeść jak Włosi, interesowałem się włoską polityką. A tu? Włączam telewizor i mam dość. A przecież bez pokochania tej rzeczywistości, takiej niezrozumiałej i takiej nieludzkiej, nie będę umiał kochać w pełni ludzi, którzy tu żyją.
Neofita spyta: ile osób ojciec Ziółek nawrócił w ciągu 2 lat?
Mógłbym powiedzieć, ilu dorosłych przyjmuje chrzest w Wielkanoc, ale przecież nie o liczby chodzi. Tu często słyszę piękne pytanie, którego w Polsce ludzie nie zadają: „Kak ty priszoł k Bogu?”. I zaczynają się opowieści. Słucham ich i często chce mi się płakać… Większość naszych parafian to katolicy pierwszego pokolenia. Oni przyszli do Kościoła, bo… i tu zaczynają się fascynujące historie.
Wylatywał ojciec z Polski z pokojem w sercu. Coś go zburzyło?
Nie. On trwa już od paru dobrych lat. A jest tak nie dlatego, że stosuję techniki relaksacyjne, tylko dlatego, że doświadczyłem zbawienia. Jestem uratowany. Przez wiele lat mówiłem, że jestem nieszczęśliwym księdzem. I wyjaśniałem: „To żaden wstyd. Nie mamy żadnego obowiązku uśmiechać się i być szczęśliwym. Ks. Twardowski pisze, że jest szczęśliwym księdzem, a ja jestem nieszczęśliwym”. Dziś bym tak nie powiedział. Jestem szczęśliwym księdzem. Nie, nie uśmiecham się ciągle. Miewam doły, dołki i depresje. Ale wciąż jestem bardzo wdzięczny Panu Jezusowi za to, że wyciągnął mnie z szamba. A wyciągnąwszy, nie próbował opłukiwać za pomocą szlaucha, tylko natychmiast przytulił, a to obmyło mnie od środka. Z zewnątrz nadal „zalatuję” tym samym, ale w środku jest wdzięczność i radość. Czasem wśród łez. Ale łzy to pocieszenie, a bez pocieszenia na Syberii trudno.
Wojciech Ziółek SJ - ur. 1963, jezuita, teolog biblijny, duszpasterz. W latach 2008–2014 prowincjał krakowskich jezuitów. Proboszcz jezuickiej parafii w Tomsku na Syberii.