– Do dziś mi żal, że w szpitalu nikt nie zapytał, czy chciałabym zobaczyć moją ledwie urodzoną zmarłą córeczkę – mówi Aleksandra Kłos-Skrzypczak, mama 4-letniego Karolka i trojga dzieci w niebie. – Nikt nie nazwał jej dzieckiem. Nie powiedział, że to był poród, a ja jestem matką.
Po ostatnim poronieniu z minuty na minutę stawałam się niewidzialna dla mijających mnie ludzi, którzy wcześniej zwracali uwagę na mój brzuch – opowiada Aleksandra Kłos-Skrzypczak. – Byłam w ciąży bliźniaczej, więc rzucałam się w oczy. Ustępowano mi miejsca, przepuszczano w drzwiach. Tak samo nagle lekarze uznali, że już nie jestem matką. Byłam nią, kiedy zaczęło się we mnie życie, ale w ich opinii przestałam nią być, kiedy dziecko zmarło w moim łonie. A przecież to nie zmieni tego, że nadal mam jeszcze oprócz Karolka troje dzieci. Karolek mówi, że jego siostry i brat prosto z brzuszka mamy poszli do nieba. Dla niego bezdyskusyjnie są obecni. Pokazuje im swoje zabawki i opowiada, co mu się przydarzyło. Zdjęcia córeczek wykonane na aparacie USG będę oglądać do końca życia. Mimo że minęło kilka dobrych miesięcy od ich śmierci, codziennie chodzę na cmentarz. Zależy mi na pamięci o nich i pragnę szacunku dla tych moich małych zmarłych. Kiedy musiałam gdzieś wyjechać, zamiast mnie na ich grób poszła moja mama, żeby ani przez moment nikt o nich nie zapomniał. Nie jestem w tym doświadczeniu sama – według krajowych statystyk około 40 tys. kobiet rocznie przez poronienie traci swoje dzieci.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych Dziennikarka działu „Kultura”. W „Gościu” od 1988 r., reportażystka, poetka, pisarka, krytyk literacki. Należy m. innymi do: Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Opublikowała też zbiory reportaży oraz książki wspomnieniowe. Laureatka wielu prestiżowych nagród. Wybory jej wierszy zostały wydane po litewsku i rosyjsku w Kownie, Wilnie, Petersburgu i Petersburgu i Wilnie.