Trwało to długo, ale wreszcie decyzja zapadła. W zeszłym tygodniu PiS odważył się przegłosować ustawę ograniczającą handel w niedzielę.
Niektórzy wybrzydzają, że tej odwagi to rząd nie miał zbyt wiele, bo zamykanie sklepów rozłożył na prawie trzy lata. Dopiero w roku 2020 wszystkie niedziele mają być wolne od handlu. Ja myślę, że takie rozwiązanie jest dobre. Bo po pierwsze – nie wywoła jakichś gwałtownych sprzeciwów. A zwolenników chodzenia w niedzielę do galerii wcale nie brakuje, również wśród katolików. Po drugie – długi dystans czasowy pozwoli przyzwyczaić się obu stronom do nowej sytuacji. Handlowcy zauważą, że wcale nie bankrutują, z kolei klienci zorientują się, że da się przeżyć niedzielę bez zakupów. Problem leży gdzie indziej. Czy niedzieli będziemy potrafili nadać choć odrobinę bardziej religijny charakter? Może to być trudne. Z zaciekawieniem przysłuchiwałem się komentarzom po uchwaleniu sklepowej ustawy. Jeden z posłów, i to wcale nie liberalnej proweniencji, zgrabnie wyrecytował całą litanię zajęć, którym rodzina będzie mogła się oddać dzięki wolnej niedzieli. Wszystko tam było: spacery, spotkania, rodzinny obiad, budowanie relacji. Wszystko pożyteczne i chwalebne. Tylko dla Pana Boga czasu zabrakło. Nie przypuszczam, by wspomniany poseł kierował się złą wolą. Był to raczej efekt religijnego wypłukania, które dotyka coraz większej grupy osób.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.