Papież Franciszek przyleciał dziś do Birmy. Wizyta potrwa cztery dni. Nieliczna grupa katolików od dawna żyje wydarzeniem, lecz dla przeciętnego Birmańczyka to raczej ciekawostka. Odbiór odwiedzin papieża może się zmienić, jeśli wspomni o Rohingjach.
"Papież przyjeżdża do Birmy? Widziałem go wiele razy w Rangunie koło grudnia" - opowiada PAP wyraźnie ucieszony mnich buddyjski Samvara. Tłumaczy, że papież pojawia się w sklepowych witrynach w nowoczesnej części Rangunu; trochę przy kości z okrągłym brzuszkiem, ubrany w czerwony płaszcz i czapkę.
"Więc to jest święty Mikołaj?" - przeprasza za pomyłkę. 20-latek jedzie z Mandalaj do Rangunu, do swojego klasztoru. "U nas nie ma wielu chrześcijan, chociaż w Mandalaj są kościoły, które zostawili po sobie Brytyjczycy" - dodaje.
"Katolików jest jeszcze mniej niż innych chrześcijan" - tłumaczy PAP Andrew Sein z Mandalaj. W kraju liczącym 50 mln ludzi jest według różnych szacunków blisko 700 tys. katolików. Sein na msze chodzi do katedry z XIX w., która stoi w pobliżu pałacu królewskiego.
"Mandalaj, tak samo jak Birma, jest miastem buddystów, tutaj pagody są na każdym rogu" - śmieje się, opisując miasto, gdzie mieści się ponad 700 świątyń buddyjskich. Aż 88 proc. mieszkańców kraju wyznaje buddyzm.
"Birma jest tolerancyjnym krajem, chociaż jakby ostatnio coraz głośniej słychać radykalnych buddystów z Ma Ba Tha" - mówi Sein wspominając nacjonalistyczną organizację z Mandalaj, która otwarcie wzywa do wyrzucenia z kraju muzułmanów Rohingja. W tym roku ponad 620 tys. Rohingjów uciekło przed armią do Bangladeszu.
"Ale radykałowie zajmują się właśnie muzułmanami, katolików jest za mało" - podkreśla Andrew dodając, że czuje się bezpiecznie. "Jeśli jednak papież wspomni o Rohingjach w swoich wystąpieniach, możemy mieć nieprzyjemności" - dodaje ostrożnie.
"Trzeba jasno powiedzieć, że buddyzm to nie radykałowie. Buddyzm stawia na dialog i zgodne współżycie społeczności i różnych wyznań" - mówi PAP U Nayaka, wpływowy przeor, który zajmuje się edukacją.
"Był taki moment w latach 80., gdy chrześcijanie, w tym katolicy, byli na cenzurowanym" - ocenia dla PAP Gabriel, 50-letni kierowca z Rangunu, który jest katolikiem. "Reżim wojskowy chciał pokazać, że broni wiary przed obcymi. To była absurdalna pokazówka, ale ludzie nie mogli awansować przez swoje wyznanie" - dodaje.
"Rzeczywiście kraj jest tolerancyjny, chociaż biurokracja nie zawsze" - mówi ksiądz Peter Htun, który nerwowo dyryguje wolontariuszami, pracującymi przed kościołem Św. Marii w Rangunie.
Wieczorem cały kościół tonie w gęstym świetle reflektorów. Świątynia jest dekorowana, a policja ustala ostatnie szczegóły wizyty papieża. W czwartek rano ma się tu odbyć msza dla młodzieży celebrowana przez papieża Franciszka.
"Przygotowując wizytę Ojca Świętego nie mieliśmy problemów, ale bardziej chodzi mi o pozwolenia na budowę nowych kościołów i działalność misyjną" - tłumaczy ksiądz Peter, dodając, że na pozwolenia można czekać miesiącami, szczególnie w regionach, gdzie mieszkają Kaczinowie i Szanowie. "Tam trwa konflikt i wielu ludzi szuka schronienia właśnie w świątyniach" - podkreśla.
"Katolicy należący do grup Kaczinów i Szanów są przeważnie biedni. Sam nie jestem bogaty, ale dzięki kościołowi mówię dobrze po angielsku" - ocenia Gabriel. Tłumaczy, że wielu buddystów również chodzi do szkół prowadzonych przez chrześcijańskie kościoły, bo cieszą się dobrą opinią. Mają niezłych nauczycieli i nie nawracają uczniów na siłę.
"Cieszę się, że papież odwiedza tak małą kolonię katolików. Wszyscy są naprawdę szczęśliwi" - mówi Andrew z Mandalaj. "Ale nie przyjadę do Rangunu, bo nie mogę zostawić pracy. Pojedzie za to moja rodzina" - kończy.