W Bangladeszu katolicy stanowią zaledwie 0,3 proc. 160-milionowego społeczeństwa. Jakie znaczenie ma wizyta papieża w państwie, w którym mieszka garstka katolików?
Otym ubogim kraju świat przypomina sobie jedynie przy okazji kolejnych krwawych zamachów, szczególnie gdy ich ofiarami padają cudzoziemcy. Śmierć Bengalczyków z rąk islamskich terrorystów nie jest już dla Zachodu newsem. Tak było w ubiegłym roku, gdy w popularnej restauracji w stołecznej Dakce islamiści wzięli grupę zakładników. Kazali im recytować wersety Koranu. Tym, którzy tego nie potrafili, podcinali gardła, krzycząc: „Allach jest wielki!”. Zginęło dwóch Bengalczyków i 18 cudzoziemców. Rodzina jednej z ofiar – Simony Monti w geście przebaczenia wybudowała kościół dla ubogiej katolickiej wspólnoty w Bangladeszu. – To była ogromna tragedia. Dla chrześcijan nastał trudny czas. Zastanawialiśmy się, co będzie dalej. Wielu księży, pastorów, a nawet biskupów otrzymywało listy z pogróżkami – mówi ks. Paweł Kociołek, salezjanin, jedyny polski duchowny pracujący w Bangladeszu. Przybył tu 8 lat temu, by wraz ze współbraćmi z Indii zorganizować pierwszą na tym terenie salezjańską misję.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska