Komendant policji w Berlinie Klaus Kandt uznał wysuwane anonimowo zarzuty sugerujące, że Akademia Policyjna w stolicy Niemiec jest infiltrowana przez członków arabskich klanów przestępczych, za "definitywnie niesłuszne"; przyznał, że były takie próby.
"Twierdzenie (że doszło do infiltracji) jest definitywnie niesłuszne" - powiedział Kandt podczas posiedzenia komisji spraw wewnętrznych Izby Deputowanych - parlamentu kraju związkowego Berlin.
Przyznał, że wnioski o przyjęcie na szkolenie ze strony członków takich klanów wpływały do kierownictwa Akademii, były jednak, jak podkreślił, rozpatrywane odmownie.
Minister spraw wewnętrznych Berlina Andreas Geisel powiedział, że nie będzie tolerował zarzutów podyktowanych zapewne wrogością do obcokrajowców. Zapowiedział, że będzie walczył z próbami tworzenia nastroju podejrzeń wobec policjantów pochodzących z rodzin imigranckich.
W ostatni weekend wyszło na jaw, że władze policji otrzymują anonimowe informacje przedstawiające w niekorzystnym świetle sytuację w Akademii. Kandydaci na policjantów pochodzący z krajów arabskich wyróżniają się według informatorów brutalnością, pogardą względem kobiet i niechęcią do nauki, a ich znajomość niemieckiego pozostawia wiele do życzenia. Egzaminy zdają za nich podstawione osoby, a prace pisemne są często plagiatami - podawały niemieckie media.
Kandt zaznaczył, że żadna z osób wysuwających zarzuty nie przedstawiła dowodów.
Zarzuty, o których pisze prasa, potwierdził szef berlińskiego związku zawodowego policjantów Bodo Pfalzgraf. Jego zdaniem arabskie klany rodzinne realizują strategię polegającą na infiltracji struktur policyjnych i innych urzędów. Przewidziane do tej roli osoby wystrzegają się wchodzenia w kolizję z prawem, by nie wzbudzać podejrzeń.
Z 1200 osób uczestniczących w szkoleniach w Akademii Policyjnej niemal połowa ma korzenie imigranckie.