– W ciągu pierwszych dwóch miesięcy zostałam zgwałcona 280 razy. Potem przestałam liczyć. Nie wiem, czy jestem człowiekiem, czy pustym dzbanem – opowiada jedna z dziewczyn uratowanych z rąk tzw. Państwa Islamskiego przez s. Hatune Dogan.
W 2016 r. zakonnica była na Bliskim Wschodzie 11 razy. Pojechała m.in. do Aleppo, by wesprzeć lokalny oddział prowadzonej przez siebie fundacji. W drodze dowiedziała się, że nie może mieć przy sobie nic związanego z mediami – aparatu, kamery. „Inaczej cię zabiją” – usłyszała s. Hatune Dogan. – Kiedy musiałam oddać nawet komórkę, poczułam, jak bije mi serce. Po prostu się bałam. To było tak, jakby kogoś rozbroić – wspomina. – Przeżegnałam się wtedy i pomyślałam: „Jezu, jadę tam pomóc Twoim dzieciom, chroń mnie” – dodaje. Podczas kontroli na granicy dwóch żołnierzy trzymało wycelowane w nią karabiny, a trzeci przeszukiwał bagaże. Znalazł 60 tys. euro. – Powiedziałam, że to pomoc dla dzieci – opowiada zakonnica. – Wcześniej powiedziano im, że przyjedzie „ktoś taki jak Matka Teresa”, że nie mam nic wspólnego z polityką. Dostali też łapówkę i chociaż kilkakrotnie sprawdzali, to w końcu przepuścili – wspomina s. Hatune.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Miłosz Kluba