W jesiennym cyklu filmowym: "Oskar i Pani Róża".
Przyznam się, że książkę Erica Emmanuela Schmitta czytałam bardzo dawno temu. Wiem, że wtedy zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Film miałam okazję obejrzeć dopiero teraz i może dobrze, akurat mamy taki a nie inny czas. Czas, który zmusza nas do refleksji nad życiem i śmiercią.
Nie będę za bardzo opisywać fabuły. Głównym bohaterem jest Oskar, chłopiec, który umiera na raka. Na korytarzu spotyka ubraną na różowo panią, która nie stroni od "brzydkich słów". Na tyle go zafascynowała, że chce ją poznać. Szpital staje na głowie, by spełnić życzenie małego pacjenta. Róża niechętnie się zgadza na odwiedziny. Jest z Oskarem szczera, mówi mu ile dni mu pozostało. Dokładnie 12. Róża wymyśla, że każdego dnia chłopiec będzie się starzec o całą dekadę. Opowiada mu o swoich zapaśniczych wyczynach, które w filmie są mocno przerysowane. Ale co ważniejsze, opowiada mu także o Bogu.
Każdego dnia Oskar pisze do Niego list, który zaczyna się od słów: "Drogi Boże,....".
Film wzrusza. Miejscami jest zabawny, miejscami kiczowaty, ale pełen ciepła. W sam raz na jesienny wieczór.
Ps. Przygotujcie sobie pudełko z chusteczkami.
Oscar et la dame rose- het slechte nieuws
Aurélie Brunelle
Małgorzata Gajos