W Kenii rozpoczęły się w czwartek wybory prezydenckie, bojkotowane przez opozycję, która kwestionuje wiarygodność głosowania. Powtórkę wyborów z 8 sierpnia, w których zwyciężył dotychczasowy szef państwa Uhuru Kenyatta, nakazał Sąd Najwyższy.
Jak relacjonuje agencja AFP, w slumsach Mathare w Nairobi kolejki przed lokalami wyborczymi są w czwartek o wiele krótsze, niż podczas pierwotnego głosowania w sierpniu.
W Kisumu, największym mieście na zachodzie kraju i bastionie opozycji, jest spokojnie, ale - według AFP - w niektórych miejscach głosowanie nie odbywa się z powodu braku części materiałów wyborczych. Wiele lokali wyborczych jest zamkniętych.
Do okręgowego ośrodka liczenia głosów w jednej ze szkół w Kisumu do godz. 6 lokalnego czasu (godz. 5 czasu polskiego) nie dotarły urny i elektroniczne zestawy składające się z tabletów, które służą jako czytniki linii papilarnych wyborców i narzędzia do przysyłania wyników z lokali wyborczych - poinformował przedstawiciel tego ośrodka John Ngutai. Budynek jest ochraniany przez pięciu policjantów.
"Na razie nie przekazaliśmy materiałów wyborczych i nie rozmieściliśmy członków lokalnych komisji wyborczych" - dodał Ngutai, tłumacząc, że powodem są "kwestie bezpieczeństwa". "Mamy jednak nadzieję, że w ciągu dnia będziemy mogli to zrobić" - zapewnił.
Lider opozycji, 72-letni Raila Odinga wycofał się z ponownego startu w wyborach i wezwał do bojkotu głosowania oraz demonstracji. Odinga uważa, że komisja wyborcza nie przeprowadziła reform koniecznych do zapewnienia uczciwych wyborów.
Kenyatta, który w czwartek obchodzi 56. urodziny, ma zagwarantowane zwycięstwo. Oprócz niego w wyborach startuje sześciu kandydatów.
Powtórzenie wyborów zarządzono, gdy Sąd Najwyższy nieoczekiwanie unieważnił zwycięstwo Kenyatty w głosowaniu z 8 sierpnia, orzekając, że komisja wyborcza nie przestrzegała odpowiednich procedur.
W unieważnionych sierpniowych wyborach zwyciężył Kenyatta, uzyskując 54,27 proc. głosów. Odinga zdobył 44,74 proc. głosów.