Jeśli ktoś uważał, że w ONZ interesy mocarstw i innych krajów ścierają się tylko na forum Rady Bezpieczeństwa i Zgromadzenia Ogólnego, ale nie w kulturalnym UNESCO – nie doceniał roli kultury. Jak bardzo wrażliwy politycznie jest to obszar, pokazuje opuszczenie organizacji przez Izrael i Stany Zjednoczone.
Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Oświaty, Nauki i Kultury. Nie ma chyba drugiej agendy ONZ, która byłaby w założeniu tak bardzo uniwersalna i łącząca niemal wszystkie kraje na świecie, a równocześnie której działalność tak bardzo dzieliłaby członków. Bo – z jednej strony – co może bardziej łączyć narody niż idea współpracy w dziedzinie kultury, sztuki i nauki; co może bardziej integrować, ponad codziennymi podziałami, niż wspólna lista światowego dziedzictwa – kulturowego i naturalnego. Wydawać by się mogło, że to obszary, wokół których wszyscy są w stanie znaleźć jakąś płaszczyznę porozumienia. I do pewnego stopnia tak jest, a UNESCO do pewnego stopnia spełnia swoją rolę w tym zakresie. Jednak nawet tak „bezpieczne” terytorium okazało się nie tylko podatne na polityczne podziały, ale wręcz stało się zakładnikiem walki interesów, gdzie polityka, gospodarka, ideologia, a czasem również religia pełnią rolę katalizatorów konfliktów. W takim kontekście warto spojrzeć na decyzję rządu USA o wystąpieniu z UNESCO. Nie pierwszy raz. W ślad za USA to samo zamierza zrobić Izrael, który też jest jednym z bohaterów obecnego zamieszania wokół UNESCO. Pytanie o to, czy to kultura jest bardziej podatna na wpływy polityczne, czy raczej polityka staje się zakładnikiem sporów o kulturę, jest w tym wypadku pytaniem wyłącznie akademickim. Efekt bowiem w obydwu przypadkach jest dokładnie taki sam.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina