Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny łączy myśl o tych, którzy dotarli już na drugi brzeg, za linię śmierci. Wyznajemy w te dni prawdę o solidarności żywych i umarłych. Kościół walczący (ziemski), triumfujący (niebo) i cierpiący (czyściec) to naczynia połączone.
To czas modlitwy za zmarłych. Najbardziej intensywnej w ciągu roku. Czy do takiej modlitwy konieczna jest szczegółowa wiedza, jak tam jest, po drugiej stronie? Czym jest śmierć, sąd, niebo, czyściec, piekło? Da się to ogarnąć, zrozumieć, opisać? Niekoniecznie. Ale pewne jest jedno. To, że kluczem do tzw. rzeczy ostatecznych jest miłość. Tylko miłość ma tę siłę, tę czelność sięgania poza granicę śmierci. W miłość wpisana jest niezgoda na śmierć. Miłość jest buntem przeciwko nicości, jest wołaniem o wieczne trwanie kochania i bycia kochanym. Pamiętamy o zmarłych, bo chcemy, by nadal byli, by „tam” na nas czekali. Chcemy im jakoś pomóc. Albo po prostu prosić Boga, by ich ocalił ze względu na naszą miłość. Więc modlimy się za nich. To naturalny odruch serca, który nie wynika z jakiejś spekulacji, rozumowania czy głębokiej teologii (z całym szacunkiem dla teologii!). Wiara chrześcijańska powiada: „Masz rację, jeśli kochasz tak bardzo, że nie godzisz się na śmierć kochanych. I choć ludzka miłość nie ma tej siły, by pokonać śmierć, to jednak taka miłość silniejsza niż śmierć istnieje. Jest nią miłość Boga. Ona cię ocali, osądzi, oczyści, zbawi na wieki”. Więc kiedy modlimy się za zmarłych, łączymy tę naszą małą ludzką miłość z wielką miłością Boga. Idziemy razem w tę samą stronę. I nigdy człowiek nie jest bardziej podobny do Boga jak wtedy, gdy kocha. I próbuje kochać tak, jak kocha Bóg. Czyli ponad śmiercią.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz