Założyciel, pisząc im w regule: „Kto by przyjął jedno takie dzieciątko w imię moje, Mnie przyjmuje”, doskonale wiedział, że Jezus opowiadał o malutkich dzieciach żydowskich. Potraktowały te słowa bardzo dosłownie. I choć miały nóż na gardle, uratowały kilkaset dzieci o „niedobrym wyglądzie”.
Malutka Ania z Sambora (tereny dzisiejszej Ukrainy) widziała rzeczy, których nie powinna była zobaczyć. Była świadkiem egzekucji rodziców. Jej ojciec na chwilę przed rozstrzelaniem krzyknął krótkie: „Uciekaj!”, i dziewczynka zaczęła biec ile sił w nogach. Choć padła za nią salwa, kula chybiła i nawet nie drasnęła dziewczynki. Wystraszona Ania załomotała do bram prowadzonego przez franciszkanki polskiego sierocińca i wykrztusiła do stojącej przy furcie s. Celiny Anieli Kędzierskiej, przełożonej klasztoru: „Bądź moją matką, nie mam już rodziców!”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz