Film Patryka Vegi „Botoks” wchodzi na ekrany, kiedy w Polsce rozpoczyna się nowy etap zmagań o ochronę życia. Jego wartość polega na tym, że w sposób radykalny pokazuje istotę procesu, który eufemistycznie nazywa się aborcją.
Filmu reklamować nie trzeba. Już ma ponadmilionową widownię, choć krytycy przyjęli go wyjątkowo niechętnie. „Po obejrzeniu filmu skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą, bo w przeciwnym wypadku możesz zechcieć zaszkodzić swojemu dziecku” – przeczytałem na jednym z portali. Inny krytyk nazywa dzieło Vegi produktem filmopodobnym, „obrazem zbędnym, nieposiadającym żadnej wartości oprócz pokrętnie rozumianej rozrywki dla najmniej wymagających widzów”. Skąd tak głęboka niechęć krytyków, zazwyczaj tolerancyjnych wobec wszelkich przejawów dewiacji i radykalnego wyrażania emocji? Myślę, że fala krytyki spadła na Vegę przede wszystkim za to, że złamał on tabu w kwestii aborcji. Nie znaczy to, że wcześniej temat ten nie pojawiał się w polskich filmach. Był obecny jako problem moralny, ale nigdy tak dosłownie, jako zabijanie człowieka. Dla środowisk proaborcyjnych ten punkt widzenia jest niedopuszczalny, dlatego starają się zdyskredytować zarówno autora, jak i jego dzieło.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski