Rozmowy z protestującymi rezydentami nie przyniosły porozumienia - powiedział dziennikarzom wieczorem po spotkaniu minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Poniedziałek był ósmym dniem protestu głodowego rezydentów, którzy domagają się spotkania z premier.
"Mediacje uważamy za zakończone; nie osiągnięto porozumienia. Ta forma rozmowy z ministrem wyczerpała się, czekamy na rozmowy z panią premier" - powiedział PAP wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL Łukasz Jankowski.
Minister zdrowia oświadczył, że w imieniu premier zadeklarował gotowość do spotkania, ale w spokojnych warunkach, po zakończeniu protestu głodowego. Lekarze odpowiedzieli, że nie przerwą protestu.
"Poinformowałem państwa rezydentów, że ministerstwo zdrowia przygotowało projekt ustawy, który gwarantuje systematyczny wzrost nakładów na ochronę zdrowia i to jest absolutnie historyczne rozwiązanie, które nigdy dotychczas nie było stosowane" - mówił o przebiegu spotkania Radziwiłł.
Jak dodał, "państwo rezydenci trwają przy swoim oczekiwaniu, (...) dwukrotności średniej krajowej jako ich podstawowym wynagrodzeniu - przypomnę to jest kwota 9200 zł miesięcznie pensji podstawowej - to jest zupełnie nie do zrealizowania w obecnym czasie" - przyznał minister.
"W ramach kompromisu, ale ja jednak biorę ten kompromis w cudzysłów, proponują, aby od zaraz było to 6400 zł minimum, a dla tych, którzy realizują tzw. deficytowe, priorytetowe specjalności - 8100 zł. To też środki, mówimy o młodych osobach, które są tuż po ukończeniu studiów i stażu podyplomowego, środki, które, jak się wydaje, trudno byłoby zaakceptować" - dodał szef resortu zdrowia.
Jak zaznaczył, ministerstwo zdrowia przygotowało regulacje, zgodnie z którymi do 2020 roku "proponuje podwyższać wynagrodzenia rezydentom i to zarówno w tym zakresie podstawowym jak i w szczególnie poszukiwanych, deficytowych specjalnościach o bardzo wysokie kwoty".
"Ta wysoka kwota, ten dodatek motywacyjny w deficytowych specjalnościach miałby wynosić1200 zł miesięcznie i to już do zaraz, pozostali byliby objęci systematycznymi podwyżkami od tego roku, z datą obowiązywania od lipca, który minął" - powiedział minister.
Dodał, że w ciągu najbliższych 4 lat podwyżki wahałaby się pomiędzy 1000 a 1500 zł. "W praktyce oznaczałoby to, że w roku 2020 rezydent zarabiałby w Polsce nie mniej niż ok. 5100 zł. To nie są pieniądze oszałamiające, ale z całą pewnością dalekie od stawek głodowych, w tych specjalnościach, które są deficytowe, te podwyżki byłyby w zasadzie ponad dwukrotnie większe, bo do tej kwoty ok. 1 tys. zł podwyżki do 2020 roku, oznaczałoby to wzrosty o 2000-2500 zł, a to są już naprawdę potężne podwyżki" - ocenił minister.
Radziwiłł podkreślił, że ze strony ministerstwa jest wola porozumienia. "Nieprawdą jest, że nie ma konkretnych propozycji. Ich systematycznie odrzucanie, a także decyzja państwa rezydentów o zakończeniu tego procesu mediacji, który tu się odbywał, jest świadectwem zawziętości i radykalizmu, który nie sprzyja porozumieniu. Mimo to jestem gotowy, żeby nadal się spotykać i żeby do tego porozumienia doszło" - powiedział.
"Taki radykalizm powoduje chęć spełnienia oczekiwań lekarzy rezydentów natychmiast, na poziomie, który moim zdaniem w Polsce anno domini 2017 jest po prostu niemożliwy" - podkreślił.
Zaznaczył, że "trudno sobie wyobrazić sytuację, w której zwiększone nakłady na ochronę zdrowia w całości zostaną przeznaczone na wynagrodzenia, w szczególności na wynagrodzenia dla lekarzy rezydentów".
Daniel Łuszczewski, przedstawiciel protestujących rezydentów tłumaczył, że "nie chodzi o same wynagrodzenia, ale ma to być droga do zatrzymania odpływu lekarzy z kraju".
"Nas jest za mało, pracujemy po kilkaset godzin miesięcznie, jesteśmy przemęczeni i nie jesteśmy w stanie zapewnić pacjentom właściwej opieki" - mówił dziennikarzom.
Jak mówił, obecnie rezydenci zarabiają od 2200 do 2500 zł na rękę. Powiedział, że "dwie pensje krajowe dla rezydenta i trzy dla lekarza specjalisty były postulatami Konstantego Radziwiłła zanim został on ministrem, kiedy był szefem NRL".
Łuszczewski zadeklarował, że rezydenci są skłonni do ustępstw, "ale ministerstwo nie jest".
Pytany o deklaracje Radziwiłła, że premier Beata Szydło jest skłonna spotkać się z protestującymi pod warunkiem, że zakończą oni głodówkę Łuszczewski powiedział: "na chwilę obecną nie jesteśmy do tego gotowi".
"Protest głodowy trwa, od dawna chcieliśmy się spotkać z panią premier i wicepremierem (Mateuszem) Morawieckim. Żadne z naszych wcześniejszych działań nie zostało uznane za argument, byśmy się spotkali - dlatego posunęliśmy się do protestu głodowego. Boimy się, że jeżeli zakończymy protest, rozczarujemy się, jak przez ostatnie dwa lata" - powiedział.
Jak podkreślił, lekarze nie odeszli od łóżek pacjentów, i na czas protestu wzięli urlopy wypoczynkowe.
Dodał, że jeśli wszyscy głodujący "zostaną zdyskwalifikowani przez lekarza" i głodówka się zakończy, nastąpi eskalacja protestu. "Wypowiemy klauzulę opt-out, zezwalająca nam pracować ponad 48 godzin tygodniowo, teraz pracujemy po 80-100 godzin" - powiedział.
Lekarze prowadzą protest w hallu głównym Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie. Po wieczornych rozmowach z przedstawicielami rezydentów, minister Radziwiłł odwiedził prowadzących głodówkę w szpitalu.
Protestujący lekarze domagają się m.in. wzrostu finansowania ochrony zdrowia do poziomu 6,8 proc. PKB w trzy lata, z drogą dojścia do 9 proc. przez najbliższe dziesięć lat. Kolejnymi postulatami są: zmniejszenie biurokracji, skrócenie kolejek, zwiększenie liczby pracowników medycznych, poprawa warunków pracy i podwyższenia wynagrodzeń. Lekarzy wspierają przedstawiciele innych zawodów zrzeszonych w Porozumieniu Zawodów Medycznych, m.in. fizjoterapeuci, psychologowie i ratownicy. Dotychczasowe rozmowy z przedstawicielami rządu nie przyniosły żadnych rezultatów.