PiS ma przedziwne priorytety. Niedziele wolne od handlu mogą być tylko co drugie, ale sędziów z Sądu Najwyższego trzeba usunąć wszystkich.
Pomysł niedziel wolnych od handlu budzi wiele kontrowersji, także po prawej stronie sceny politycznej. Może dlatego rząd PiS wymyślił przedziwny „kompromis” w tej sprawie. Wolna miałaby być tylko co druga niedziela. Jest to kolejny raz, kiedy PiS chowa głowę w piasek w sprawach ważnych dla dużej części swojego elektoratu. Co ciekawe, odwagi tej partii nie brakuje w przypadku zmian budzących dużo większe kontrowersje, nawet wśród swoich wyborców. Tak było przecież z proponowanymi przez Zbigniewa Ziobrę zmianami w sądownictwie.
W przypadku wolnych niedziel nie mieliśmy rządowej kampanii bilboardowej, tak jak w wypadku reformy sądownictwa. A może przydałaby się taka kampania. Wyjaśniłaby ona po co niedziele mają być wolne. Można by było pokazać kasjerki czy ochroniarzy z wielkich sklepów, którzy nie mogą spędzić niedzieli ze swoją rodziną. Albo właścicieli rodzinnych sklepików, przegrywających nierówną walkę z międzynarodowymi koncernami jak Tesco czy Lidl.
Przeciwnicy wolnych niedziel często odwołują się do idei wolnego rynku. Tylko zapominają, że wolny rynek funkcjonuje nie w totalnym chaosie i bezprawiu, ale w ramach określonych systemów prawnych. I właśnie te systemy wyznaczają zasady, według których wolny rynek działa. Często ramy te tworzą pewne ograniczenia. Jak zakaz zatrudniania nieletnich, obowiązek zapewnienia odpowiednich warunków zatrudnienia czy ustalony czas pracy. Wiele państw o gospodarkach rynkowych dojrzalszych niż nasza wprowadziło też ograniczenia w handlu w niedzielę.
Niedziela w naszym kręgu kulturowym jest dniem odpoczynku. Trudno jest negować znaczenie kultury w procesie kształtowania się zasad panujących w państwie. W tym zasad panujących w gospodarce. Na pewno kulturowe, wypływające z chrześcijańskiej tradycji, znaczenie niedzieli w Polsce ma większą wagę niż mające zaledwie 30 lat przyzwyczajenie zakupowe Polaków. A prawo do spędzenia z rodziną niedzieli przez pracowników wielkich sklepów ma większą wagę niż prawo do robienia zakupów akurat w wielkich sklepach akurat w niedzielę.
Oczywiście można argumentować, że może pracownicy hipermarketów chcą pracować w niedzielę. Ale sprawa nie jest taka prosta. Być może jeszcze sto lat temu wielu robotników chciało pracować 12 lub 14 godzin dziennie. Ale zgodzono się jednak na ograniczenie czasu pracy. I gospodarka rynkowa się od tego nie zawaliła. Tak samo nie zawali się polska młoda gospodarka rynkowa od ograniczenia handlu w niedzielę. W końcu Polacy przeżyli już ograniczenie w handlu w czasie świąt i szybko się do niego przyzwyczaili.