Na karę pół roku ograniczenia wolności skazał w środę warszawski sąd byłego księdza Jacka Międlara za wpis na Twitterze. Jak uznał sąd, dopuścił się on zniewagi posłanki Nowoczesnej Joanny Scheuring-Wielgus.
Wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia jest nieprawomocny. Międlar i jego obrońca zapowiedzieli apelację. "W moim przekonaniu wyrok jest słuszny" - powiedział zaś PAP oskarżający w sprawie prok. Dariusz Korneluk. Dodał, że nie przewiduje apelacji prokuratury.
"Wpis oskarżonego zawierał obrażające sformułowania (...) użyte zostały określenia powszechnie uważane za obelżywe, mające na celu upokorzenie, wyrażające pogardę i lekceważenie" - mówiła w uzasadnieniu orzeczenia sędzia Agnieszka Modzelewska. Dodała, że "wpis niesie w sobie ogromny ładunek negatywnych emocji".
Sąd wymierzył oskarżonemu karę sześciu miesięcy ograniczenia wolności, polegającą na obowiązku nieodpłatnej pracy na cele społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie. Według art. 216 par. 2 Kodeksu karnego, "kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku".
W sierpniu 2016 r. Międlar - który na sali sądowej zgodził się na podawanie nazwiska przez media - będąc wtedy duchownym Zgromadzenia Księży Misjonarzy, umieścił na Twitterze wpis o posłance: "Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji - PAP) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa! Dziś prawda i modlitwa?".
Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście uznała, że doszło do publicznego nawoływania do zabójstwa oraz groźby, która wzbudziła u pokrzywdzonej uzasadnioną obawę, że zostanie spełniona. Art. 255 par. 2 Kodeksu karnego przewiduje karę do 3 lat pozbawienia wolności za "publiczne nawoływanie do popełnienia zbrodni". Według art. 190 Kk, kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa - jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że zostanie spełniona - podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Obrońca Międlara wniósł o uniewinnienie. "Scheuring-Wielgus większe niebezpieczeństwo widzi w patriotyzmie i nacjonalizmie polskim komplementarnym z personalizmem chrześcijańskim, aniżeli w terrorystach" - mówił w swej mowie Międlar.
"Znak zapytania na końcu wpisu wskazuje, że właśnie dla pokrzywdzonej jest brzytwa, a nie modlitwa. Ten personalizm chrześcijański w ustach oskarżonego brzmi naprawdę okropnie" - mówił zaś w mowie końcowej prok. Korneluk.
SR uznał, że wpis nie spełnia znamion nawoływania, bądź pochwalania przestępstwa, jak również nie zawiera groźby. "Przede wszystkim fragment wpisu nie zawiera żadnego polecenia lub rozkazu (...) W ocenie sądu nie ma żadnych podstaw, by przyjąć, iż oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim nawoływania do popełnienia zbrodni zabójstwa pokrzywdzonej, czy też popełnienia innego przestępstwa na jej szkodę" - wskazała sędzia Modzelewska.
W czerwcu - kiedy ruszał proces - posłanka mówiła przed sądem, że po przeczytaniu wpisu poczuła się zagrożona. "Nawoływanie do modlitwy powinno być przepełnione szacunkiem do drugiego człowieka i miłością" - dodawała wtedy.
Sąd przyznał, że "co prawda pokrzywdzona odczuła strach i lęk przy odczytywaniu wypowiedzi oskarżonego". "Należy jednak zauważyć, że stan uzasadnionej obawy spełnienia groźby musi istnieć obiektywnie, w okolicznościach konkretnego przypadku, a nie tylko subiektywnie, w odczuciu pokrzywdzonej" - powiedziała sędzia Modzelewska.
Po wpisie duchownego ówczesny przełożony ks. Kryspin Banko przypomniał, że od kwietnia 2016 r. ks. Międlar ma "całkowity zakaz wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu, w tym w środkach elektronicznych". "Zgromadzenie absolutnie nie podziela jego ostatnich wypowiedzi, gdyż każdemu, niezależnie od jego poglądów, należy się szacunek i chrześcijańskie zrozumienie. Ufam, że ten młody kapłan zastosuje się do ślubów, które złożył w Zgromadzeniu" - dodawał ks. Banko.
Zakaz wydano po tym, jak ksiądz wygłosił kazanie na nabożeństwie poprzedzającym marsz w ramach obchodów rocznicy ONR w Białymstoku. Kilka dni później Kuria Archidiecezjalna przeprosiła tych, którzy poczuli się dotknięci "zachowaniem członków ONR w katedrze białostockiej", a przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki wyraził "zdecydowaną dezaprobatę" wobec wykorzystywania świątyni do głoszenia poglądów obcych wierze chrześcijańskiej.
Ostatecznie prokuratura w Białymstoku umorzyła dochodzenie związane z tymi obchodami oraz z kazaniem księdza.
We wrześniu 2016 r. podano, że ksiądz wystąpił ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy, co w praktyce oznacza odejście z kapłaństwa. On sam napisał wtedy m.in.: "Chcąc zachować twarz, honor i wierność Jezusowi Chrystusowi oraz Jego Świętej Ewangelii, w związku ze złożonymi ślubowaniami nie jestem w stanie łączyć Prawdy i Słowa Bożego z liberalną narracją, w jaką środowiska żydowskie, gejowscy lobbyści, a zatem i moi przełożeni próbowali mnie wpisać. Zdradziłbym Chrystusa, gdybym ustąpił wobec wywieranych na mnie nacisków".