Czy w kraju kapliczek poświęconych Kim Ir Senowi, obozów pracy dla zaniedbujących czyszczenie portretów Kim Dzong Ila i niepłaczących na widok Kim Dzong Una oraz kary śmierci za wyznawanie „obcego Boga” można mówić o rosnącej liczbie chrześcijan?
Pisanie czegokolwiek o warunkach życia w Korei Północnej bez wjeżdżania na jej terytorium wydaje się zadaniem karkołomnym. Ale nie jest też tak, że jesteśmy zdani tylko na domysły. Pozostaje oparcie się na relacjach tych, którzy albo stamtąd uciekli, albo udało im się wjechać jako turyści i wrócić żywymi (jak John Sweeney, dziennikarz BBC, podający się za profesora i opiekuna grupy studentów, z którym rozmawiałem parę lat temu). Z relacji zwłaszcza uciekinierów wyłania się obraz, który znajduje potwierdzenie w publikowanych co roku raportach amerykańskiego Departamentu Stanu na temat wolności religijnej na świecie (najnowszy ukazał się w minionym tygodniu). Korea Północna od lat konsekwentnie zajmuje najwyższe miejsca w rankingu państw łamiących wszelkie wolności, z wolnością religijną na czele. Tym większe zdumienie budzą publikacje takie, jak niedawna relacja jednego z uciekinierów w brytyjskim dzienniku „The Telegraph”. „Prześladowania są silniejsze niż kiedykolwiek, ale jednocześnie chrześcijaństwo wzrasta i zapuszcza głęboko korzenie”, mówi rozmówca gazety.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina