Trudno zrozumieć, dlaczego w konkursie gdyńskiego festiwalu filmowego znalazła się mało śmieszna „Volta” Juliusza Machulskiego. Czy w tym roku powtórzy się skandal z ubiegłego, kiedy festiwalowe jury, rozdając główne nagrody festiwalu, zignorowało „Wołyń” Smarzowskiego?
Wydaje się, że w tegorocznej edycji Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni nie ma filmu, który wzbudza aż tak wielkie zainteresowanie i wydawałby się jedynym faworytem do Złotego Lwa, głównej nagrody konkursu głównego. Zresztą większość konkursowych filmów to premiery, zobaczymy też 8 debiutów. Trudno coś przewidzieć, może zdarzy się jakaś niespodzianka. Z pewnością jednym z filmów, na który się czeka, będzie „Najlepszy” Łukasza Palkowskiego, twórcy głośnych „Bogów”, których bohaterem był prof. Religa. Z kolei trudno zrozumieć, dlaczego w konkursie znalazła się mało śmieszna „Volta” Juliusza Machulskiego.
W tym roku nie doszło też do bulwersującej sytuacji, podobnej do tej, jaką w ubiegłym roku wywołało niezakwalifikowanie „Historii Roja” Jerzego Zalewskiego.
W konkursie znalazł się „Wyklęty” Konrada Łęckiego, poświęcony również pamięci żołnierzy zbrojnego podziemia niepodległościowego walczących z komunistyczną władzą.
W pierwszym dniu festiwalu z pewnością na uwagę zasłużył debiut „Wieża. Jasny dzień” Jagody Szelc. Młoda reżyserka nakręciła niby realistyczny, ale jednocześnie nasycony metafizycznym niepokojem dramat. Takich filmów nie uświadczymy w polskim kinie. Obraz daje możliwość wielu interpretacji, a Szelc udowodniła, że znakomicie panuje nad filmowym materiałem. Kolejnym walorem filmu są znakomite kreacje w wykonaniu mało znanych, nieopatrzonych jeszcze aktorów.
Edward Kabiesz Dziennikarz działu „Kultura”, w latach 1991–2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk.