Jednym z największych darów, jakimi Bóg mnie obdarzył, jest obecność kard. Carlo Caffarry w moim życiu. Był jednym z owych sprawiedliwych, dla których, według Talmudu, Bóg ratuje świat od zagłady.
W jego pięknie przyjaznej osoby odsłania się dla mnie – teraz, po jego śmierci, ze wzmożoną siłą – prawda człowieka, na której wezwanie każdy winien odpowiedzieć miłością i pracą. Do tej prawdy kard. Carlo Caffarra, odważę się powiedzieć, przykuł siebie jak do skały; nie mógł żyć inaczej jak tylko w prawdzie i prawdą. Miłość, z jaką budował na prawdzie swoje domostwo, czyniła go człowiekiem wolnym. W ludziach, którzy pragnęli takiej wolności, budził podziw. Ludzi tchórzliwych zawstydzał, a czasem nawet wprawiał w z trudem ukrywaną złość. Wszystkich darzył serdeczną miłością. Odrzucali ją tylko ci, którzy wstydzili się siebie samych. Aby się usprawiedliwić, nazywali fanatyzmem jego ewangeliczną odwagę, dzięki której jego mowa była zawsze „tak – tak” albo „nie – nie”. Przeciwstawiając się jego świadectwu, objawiali swoją moralną nędzę oraz intelektualną apatię wobec otaczającej ich rzeczywistości. Kardynał Caffarra z pokorną odwagą stawiał czoła wyzwaniom nowożytności, skazującej na banicję z życia osób i społeczeństw trudne piękno prawdy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stanisław Grygiel